Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Co sprawiło, że w Brzeznej zmarła 6-miesięczna Madzia

Stanisław Śmierciak
Stanisław Śmierciak
Policja i prokuratura starają się wyjaśnić okoliczności i przyczyny śmierci 6-miesięcznej Madzi w Brzeznej na Sądecczyźnie. Pierwsze szczegóły, jakie udaje się zdobyć nieoficjalnie i oficjalnie, dosłownie wprawiają w przerażenie, że coś takiego było możliwe w XXI wieku. Na dodatek w szanowanej i zamożnej rodzinie.

Wanda Iwińska stoi na podwórzu swojego domu i patrzy na posesję po drugiej stronie osiedlowej ulicy w Brzeznej w gminie Podegrodzie. Dopiero w czwartek około południa od dziennikarza „Gazety Krakowskiej" dowiaduje się o tragdi, jaka wydarzyła się tam poprzedniego przedpołudnia. – Przypuszczałam, że u sąsiadów stało się coś strasznego, dwie karetki, radiowozy policji, jakieś samochody cywilne, a wszystko to trwało bardzo długo. Domyślałam się, że coś z dzieckiem, kiedy zobaczyłam jak jedno z sąsiadów wychodzi z tamtego domu niosąc pluszowego misia. Ale żeby aż śmierć dziecka, to nie przypuszczała. Przecież Joanna i Michał tak bardzo chcieli mieć dzieci, tak bardzo kochali synka i maleńką Madzię. Są zamożni, nawet opiekunkę do niej zatrudnili. A poza tym tylko płot dzieli tamten dom od domu rodziców Michała. Zacnych, zamożnych i pobożnych. Tato Michała jest w kościele szafarzem Najświętszego Sakramentu. Ma dużą dobrze prosperującą firmę. Michał także prowadzi swój biznes, chyba z oddziałem na Słowacji.



Pogotowie zostało zaalarmowane przez Michała P. czyli ojca 6–miesięcznej Madzi. Podobno kiedy wszedł na poddasze, a tam rodzice urządzili apartamenty dla potomstwa, 4 letniego Karolka i 6–miesięcznej Madzi, zastał dziewczynkę ze zsiniałymi ustami i nie oddychającą.



Nieoficjalnie dowiadujemy się, że przybyła na miejsce załoga karetki pogotowia zobaczyła dziecko "przypominające wyglądem ofiarę obozu w Auschwitz". Wychudzone i odwodnione. Niestety nieżyjące. Indagowany w tej kwestii przez dziennikarza dyrektor Sądeckiego Pogotowia Ratunkowego Józef Zygmunt nie chce odpowiadać na pytanie, ale nie zaprzecza.



O takim stanie zmarłego dziecka mówi również prokurator Piotr Kosmaty, rzecznik prasowy Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie, informując o wstępnych wynikach sekcji zwłok niemowlęcia, która została przeprowadzona w czwartek.



Tragedia w luksusowym domu zacnej rodziny z Brzeznej poraża wszystkich, którzy ją znają, i budzi tym większe zdziwienie, że babcia Madzi, ta ze strony mamy, jest pielęgniarką pracującą w przychodni zdrowia w sąsiednim Podegrodziu. Tamta placówka stanowi organizacyjną całość z przychodnią w Brzeznej.



Michał i Joanna P. kilka miesięcy temu zrezygnowali z opieki medycznej swych dzieci w przychodni w Brzeznej.



– Jako lekarz odwiedzałam maleńką Madzię, ale przestałam być wpuszczana do tamtego domu – relacjonuje Sabina Gołębiewska, lekarz pediatra z przychodni w Brzeznej. – Kiedy dziewczynka przeszła z karmienia piersią na pokarm z butelki wystąpiły zmiany na jej ciele. Wygląd mógł sugerować atopowe zapalenie skóry, być może wynikające z uczulenia, a któryś ze składników mleka. Trzy miesiące temu Tato Madzi przyszedł do przychodni i oznajmił, że wypisuje swe dziecko z naszej pieczy. Złożył stosowne pismo. Poinformował też, że maleństwo jest pod opieką innego lekarza specjalisty. Wkrótce przyniósł nam stosowne zaświadczenie wystawione na Słowacji. To nie mogło dziwić, bo tam prowadzi jedną ze swoich firm. Nie było też jego zgody na szczepienia dzieci. W przypadku Madzi stosowne oświadczenie złożył w szpitalu, gdy dziewczynka się urodziła.



Według słów lekarza pediatry z Brzeznej, kontakt z Madzią był utrudniony lub wręcz niemożliwy także dla jej babci – pielęgniarki. Rodzice przyjęli bowiem wyłącznie „ekologiczny" lub inaczej mówiąc „naturalnyĺ sposób wychowywania swojego potomstwa. Michał P., tato Madzi, sam zaniechał leczenia tarczycy i mówił, że każdy lekarz i każda pielęgniarka to dla niego wróg. Dwa tygodnie temu rodzice Madzi zwolnili opiekunkę córeczki, którą wcześniej zatrudniali. Podobno właśnie wtedy nasiliły się niepokojące objawy w stanie zdrowia dziewczynki. Występowały biegunki, Dziecko się odwadniało, co w przypadku niemowlęcia stanowi bezpośrednie zagrożeniem życia. Mieszkańcy Brzeznej mówią, że rodzice Madzi konsultowali stan dziecka i metody jego leczenia ze znachorem w Nowym Sączu. Wymieniają człowieka, który jest znany w Nowym Sączu jako „Kadzik", co jest nawiązaniem do stosowanych przez niego kadzidełek. Od lat do niego ustawiają się tłumy. Nikogo nie zniechęca fakt. że kilka lat temu zmarło dziecko, którego rodzice ślepo mu zawierzyli.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wielki Piątek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nowysacz.naszemiasto.pl Nasze Miasto