Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

DB z 06.08.2004 r. - Coraz więcej osób zeznaje w sprawie rzekomego molestowania

[email protected]
Prokuratura Okręgowa w Gdańsku nie wyklucza, że skorzysta z podobnych możliwości odzyskiwania danych z twardych dysków komputerów gdańskiego księdza prałata, jakich używano podczas śledztwa w aferze Rywina.

Prokuratura Okręgowa w Gdańsku nie wyklucza, że skorzysta z podobnych możliwości odzyskiwania danych z twardych dysków komputerów gdańskiego księdza prałata, jakich używano podczas śledztwa w aferze Rywina. Ryszard Paszkiewicz z Prokuratury Okręgowej w Gdańsku nie chciał podawać żadnych szczegółów, jednak zagadnięty o pracę śledczych nad twardymi dyskami księdza nie był w stanie zaprzeczyć, że będą oni lub już starają się odzyskać pliki usunięte w ostatnim czasie przez duchownego.
- Jak trzeba będzie to użyjemy sprzętu - powiedział tajemniczo Paszkiewicz.
Potwierdził też wczoraj, że były prowadzone przeszukania w tej sprawie. Nadal z nieoficjalnych informacji wiadomo, że plebania księdza została przeszukana w czwartek 29 lipca, a więc w dniu kiedy "Dziennik", jako pierwszy podał, że w prokuraturze toczy się śledztwo w sprawie molestowania małoletnich i zamieszany w to jest "wysoki rangą i znany gdański duchowny".
Ciągle prokuratura nie chce ujawnić, co do tej pory znalazła na plebanii. Z przecieków docierających do dziennikarzy wynika, że na razie nie znaleziono nic, co obciążałoby duchownego w sprawie molestowania chłopców (tego jednak prokuratura jeszcze nie potwierdza). Są jednak inne kompromitujące księdza dane. W komputerze prałata podobno były gromadzone informacje o prywatnych sprawach innych duchownych oraz tzw. VIP-ów.
- Czy ksiądz zbierał materiały, aby w razie czego móc skompromitować innych? Nie mam pojęcia - mówi jeden z gdańskich śledczych.
Inny prokurator potwierdził nam, że prałat przechowywał w plikach zeskanowane podpisy wysokich rangą duchownych i urzędników państwowych. Nie wiadomo jeszcze, w jakim celu.
Tymczasem wczoraj dowiedzieliśmy się ze źródeł zbliżonych do prokuratury, że dzięki nagłośnieniu sprawy przez media, swoje zeznania złożyło więcej ludzi niż spodziewali się śledczy.
- Panowało takie przypuszczenie, że ksiądz może zrobić wszystko, zakneblować usta dziennikarzom, owinąć wokół palca prokuratorów i policjantów, dowiedzieć się, kto zeznawał przeciwko niemu i go potem zniszczyć. Teraz ludzie nabrali odwagi i chcą mówić - twierdzi nasz informator.
Jak ustaliliśmy, wiele osób potwierdza, że na plebanii u księdza dochodziło do gorszących scen, jednak dopiero biegli wypowiedzą się, czy było to molestowanie.
- Molestowanie to na pewno stosunek seksualny oraz inna czynność seksualna. Czy całowanie kogoś w usta i przytulanie też pod to podlega, nie wiem - mówi Ryszard Paszkiewicz.

Ksiądz prałat w radiu ojca Rydzyka
Gdański ksiądz prałat udzielił wczoraj rano wywiadu Radiu Maryja. Duchowny raz jeszcze powtórzył, że cała sprawa jest nagonką na jego osobę. Do tego brutalnie zaatakował media. Prałat stwierdził m.in., że widział jak reporter jednej z gazet przekupywał osoby związane z bazyliką św. Brygidy, aby sfabrykowanymi dowodami oczerniły prałata. O "Dzienniku Bałtyckim" ksiądz powiedział, że to "niemiecka gazeta, więc nie ma się czemu dziwić". Prałat ujawnił też kilka szczegółów z przeszukania jego plebanii.
- Przyszło do mnie siedmiu ludzi, w tym dwóch prokuratorów. Przeszukiwali nawet moją sutannę. Z sejfu zabrali dokumenty - stwierdził.
Ksiądz dodał, że nie ma pretensji do policji, bo "wykonuje tylko polecenia". Uznał jednak, że ktoś za tym stoi, aby go zniszczyć. Zarzuty o molestowaniu nazwał "oszczerstwami i kłamstwami".
Na najbliższej mszy w niedzielę prałat prawdopodobnie powtórzy te oskarżenia. Tydzień temu zapowiadał, że 8 sierpnia ujawni "całą prawdę o Polsce".

Inaczej niż w św. Brygidzie
W każdej parafii za ministrantów odpowiada jeden, specjalnie wyznaczony ksiądz. To właśnie on "trzyma" ministrancką kasę. Chodzi o pieniądze, które wierni dają "pomocnikom księdza" podczas zimowej kolędy. Najczęściej jest to jeden-dwa złote,
rzadziej 10, czy 20 zł. W ciągu jednego dnia para ministrantów może uzbierać do 50-60 zł. Suma ta najczęściej jest dzielona - część otrzymują ministranci, jako pewnego rodzaju "kieszonkowe", wypłacane jednorazowo tuż po kolędzie. Reszta wędruje na ministranckie konto.
Pieniądze tam zgromadzone są przeznaczane na jeden w ciągu roku "duży" zakup. Może to być sprzęt sportowy do ministranckiej salki (np. stół do ping-ponga albo atlas do ćwiczeń siłowych). Częściej jednak dofinansowywany jest letni wypoczynek - wszyscy chętni ministranci wyjeżdżają pod opieką księdza na kilka albo kilkanaście dni za symboliczną opłatą. Nie ma natomiast zwyczaju dofinansowywania tylko jednego, wybranego ministranta, który ma np. ciężką sytuację w domu.
O wydatkach z ministranckiej kasy samodzielnie decyduje ksiądz. Nie ma na nie wpływu np. prezes ministrantów.
Podczas wigilijnego spotkania ministrantów z księdzem, czyli tzw. opłatka, otrzymują oni często skromne prezenty. Nigdy jednak nie są to pieniądze - najczęściej chodzi o modlitewniki, krzyżyki albo książeczki o ministrantach. W niektórych parafiach ministranci robią sobie prezenty nawzajem - każdy losuje jedną osobę, dla której przygotowuje upominek w granicach ustalonej przez księdza sumy.

PISZĄ DO NAS
Odprawiałem mszę za Sławka R.
Żalno, 4 sierpnia 2004-08-04
Ostatnio zrobiło się głośno w mediach, z powodu oskarżenia rzuconego pod adresem księdza Henryka J., o molestowanie seksualne 16-niego Sławomira R. W Austrii podobnie, zrobiła się wrzawa medialna z powodu oskarżenia biskupa w sprawie pedofilii kapłańskiej. Tak się składa, że znam Panią Marie R., ponieważ byłem przez 8 lat (1970/78) wikariuszem jedynej wtedy parafii św. Marcina w Sierakowicach. Pani Maria R. też mnie zna, ponieważ telefonicznie prosiła o odprawienie Mszy świętej za syna, o wyzwolenie z narkomanii i takową Mszę świętą w Żalnie w tej intencji odprawiłem dwukrotnie w tym roku.
Znamienne, jak na dzień dzisiejszy, że Sławomir R. zaprzecza zarzutowi o molestowanie seksualne go przez księdza Henryka J. Otóż ja wyniosłem z lat mojej posługi duszpasterskiej w Sierakowicach, jak najlepsze wspomnienia - jest to czas
moich najpiękniejszych lat kapłaństwa. Nieraz wspominano podczas rozmów różnych kapłanów i wiem, że jeżeli faktycznie ksiądz popełnił coś złego, to Kaszubi zawsze starali się, by sprawa nie wyszła na jaw, a załatwiali ją taktownie i skutecznie, bez udziału mediów, które żerują na sensacji. Gdy pytałem o powód takiego postępowania, to zawsze odpowiadali: nie wolno podrywać autorytetu kapłana, bo wtedy nasze dzieci uczone przez księży, że nie wolno kraść, być w mafii, czy robić afery, nie krzywdzić dzieci porzucając je i iść z inną osobą, czy mieć kochanki, czy się ciągle upijać, zrobią się marginesem moralnym, choć może bogatym finansowo. Ponadto posądzenie jednego kapłana rzuca cień podejrzeń na wszystkich kapłanów i wielu ludzi może stracić z tego powodu wiarę.
Dlatego mam żal do Pani Marii R., że swoją prywatną zemstą na księdzu Henryku J. zrobiła krzywdę tysiącom uczciwych, wiernych Chrystusowi kapłanom, również mnie. Co myśmy Pani, Pani Mario złego Pani zrobili? Co ja Pani złego zrobiłem, chyba to, że się żarliwie modliłem za Sławka i odprawiałem za niego Msze święte!
Dziwne jest i to, że przedmiotem ataków prasy są kapłani, biskupi, którzy narazili się wrogom wiary katolickiej. Kilkanaście dni temu austriacki lewicowy tygodnik "Profil" ogłosił "seksualny skandal" w seminarium duchownym w St. Pölten. Jest więc moim zdaniem, sprawa polityczna i nietolerancja wobec religii katolickiej! Po prostu nagonka. Ponadto moim zdaniem wiele mediów, w tym lewicowy "Fakt", uznał, że ks. Henryk J. jest rzeczywiście winien stawianych mu zarzutów, a nie ma przecież wyroku sądowego. Wnoszę to z faktu, że np. w "Fakcie" miano pretensje do ks. arcybiskupa Gocłowskiego o to, że milczy. W jakim państwie prawa, uznaje się kogoś za winnego, bez wyroku sądowego?!
Problem pedofilii jest problemem, czy kazirodztwa, jest niepokojącą sprawą, ale na litość Boską, nie niszczcie zaufania dzieci do ojców! Bo już ojcowie boją się brać dzieci na ręce, czy kolana, przytulić, czy ucałować, bo będzie sprawa o pedofilię, np.wtedy, gdy dzieciak oskarży ojca z zemsty, a bywają nieraz tacy psychologowie biegli, jak ten ostatnio, słynny z TV psycholog, ekspert wielu spraw!
Nie dajmy się zwariować: pedofilia, czy molestowanie seksualne ma miejsce wtedy, gdy jest zły dotyk, a więc części ciała erogennych, czy stosunek. Trzeba te dwie rzeczy rozgraniczać, bo wychowamy społeczeństwo zimnych, bez serca i sumienia drani!
Ks. Henryk Kroll

PS. Moje zarzuty pod adresem mediów absolutnie nie dotyczą "Dziennika Bałtyckiego", który uważałem i uważam za gazetę poważną i obiektywną.

Od redakcji: list kapłana publikujemy bez zmian, czy jakichkolwiek skrótów. Tytuł od
redakcji.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wybory Losowanie kandydatów

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: DB z 06.08.2004 r. - Coraz więcej osób zeznaje w sprawie rzekomego molestowania - Pomorskie Nasze Miasto

Wróć na pomorskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto