Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Gorlice. W podróż poślubną pojechali do Afryki... na rowerach. Z wyprawy napisali książkę

Agnieszka Nigbor Chmura
Ela i Tomek pokonali 7000 kilometrów na rowerach przez Czarny ląd. 25 kwietnia ukaże się ich książka z podróży
Ela i Tomek pokonali 7000 kilometrów na rowerach przez Czarny ląd. 25 kwietnia ukaże się ich książka z podróży archiwum prywatne
Elżbieta Wiejaczka i Tomasz Budzioch pobrali się cztery lata temu. W podróż poślubną postanowili wybrać się do Afryki. Czarny Ląd przez pięć miesięcy przemierzali na rowerach, pokonując w sumie ponad 7000 kilometrów. Dlaczego? Bo jego pasją zawsze był rower, a jej drugą po mężu miłością - właśnie Afryka.

Elżbieta Wiejaczka i Tomasz Budzioch pobrali się cztery lata temu. W podróż poślubną postanowili wybrać się do Afryki. Czarny Ląd przez pięć miesięcy przemierzali na rowerach, pokonując w sumie ponad 7000 kilometrów. Dlaczego? Bo jego pasją zawsze był rower, a jej drugą po mężu miłością - właśnie Afryka.

Z wyprawy przywieźli tysiące zdjęć, a jeszcze więcej wspomnień, różnych - zabawnych, strasznych, czasem smutnych. Już wtedy wiedzieli, że trzeba je spisać, a potem wydać.

Rok pracy i będzie „Pięć kilometrów do bomby”

- No i udało się! 25 kwietnia br. ukaże się książka, opowiadająca o naszej afrykańskiej, rowerowej podróży poślubnej. O przygodach, wyzwaniach, o napotkanych ludziach, ale także o trudnych chwilach - mówi Ela.

Książka będzie nosiła tytuł „Pięć kilometrów do bomby”, choć samą podróż odbyli pod hasłem „Afryka 2x2”.

- Mieliśmy na myśli dwa rowery po dwa kółka, ta nazwa jednak nie została zaaprobowana przez redakcję. Zdradzę, że tytuł „Pięć kilometrów do…” nosi też rozdział dotyczący naszej podróży przez Mozambik, ale co to jest „bomba” - nie zdradzę, tego już niedługo będzie można dowiedzieć się z książki - dodaje tajemniczo.

Jak twierdzą nasi podróżnicy, samo pisanie nie było łatwe. Spędzili nad tym prawie rok.

- Siadaliśmy wieczorami, przeglądaliśmy zdjęcia i notatki. W pewien sposób było to przeżywanie tej podróży na nowo, bo przypominaliśmy sobie spotkanych ludzi, historie dotyczące ich życia. Sporo tego można znaleźć w naszej książce - dodaje Ela.

Takich historii przeżyli setki, teraz chcą się nimi podzielić

Jedną z jej ulubionych opowieści jest ta związana ze spotkaniem z Didymusem, strażnikiem, który poluje na kłusowników.

- Kiedy taki wskoczy do wody, nie mamy prawa do niego strzelać. Ale ja strzelam, jeśli jest jeszcze blisko brzegu. Rzeka poniesie, nikt nic nie będzie wiedział. Mówię mu „Goodbye!” i po sprawie. Szybsze i skuteczniejsze niż przekazywanie go policji zambijskiej - czytamy we fragmencie książki.

Didymus opowiada dalej o polityce walki z kłusownictwem, o rzece Zambezi, która jest naturalną granicą między Zambią i Zimbabwe.

- Według porozumienia między krajami, jeśli ścigany kłusownik wskoczy do rzeki granicznej, strażnicy muszą zakończyć akcję. Powinni o nim zawiadomić stronę zambijską i na tym się kończy ich rola - relacjonuje Ela.

Na jej pytanie, czy na lądzie też się do nich strzela, usłyszała dramatyczną odpowiedź: - Jeśli my tego nie zrobimy pierwsi, oni wycelują w nas.

Książka jest odpowiedzią na wiele trudnych pytań

Z dalszej opowieści wynika, że strażnicy idą w teren grupą, w trzech-czterech. Do porozumiewania się używają gestów i gwizdów, żeby nie spłoszyć kłusowników. Mają ze sobą broń i żywność, czasem namiot, bo taka eskapada trwa nawet kilka dni. - Najczęściej wiemy wcześniej, w której części buszu szukać - snuje dalej swoją opowieść Didymos. - A kiedy znajdziemy… Mężczyzna składa się jak do broni i odpala. Ela zadaje, jak sama twierdzi, nieco naiwne pytanie: - Zabiłeś już kogoś?”

Odpowiedź na nie znajdziemy na pewno w książce, której Ela i Tomek napisali o zasłyszanych historiach, o tym, jak się im jechało, z czym mieli kłopoty, jak rozwiązywali problemy, gdzie nocowali. Napisali również trochę o pierwszych małżeńskich drakach i tak zwanym docieraniu się.

Autorzy zdradzają

O przygodzie Tomka też przeczytacie

Podczas podróży przez Botswanę Tomek wysłuchał wielu historii o czarach i o tym, jak szamani przygotowują członków swojego społeczeństwa do funkcjonowania w danym środowisku. Jeden z kierowców opowiedział mu o tym, jak któregoś razu wieczorem zabrał na stopa kobietę. Jechali tak kilka godzin, było już po zmroku, gdy zatrzymał się, żeby coś zjeść. Zgasił światła, wyciągnął prowiant, a gdy się posilił, chciał wyjść za potrzebą. Kobieta zaprotestowała. Kierowca mimo to miał otworzyć drzwi i wyjść, pasażerka na gapę stanowczo zatrzymała go wewnątrz i kazała włączyć światła. Gdy to zrobił, przed maską samochodu zobaczył stado lwów. Przestraszony zapytał ją, skąd o tym wiedziała. Wtedy kobieta pokazała mu blizny na ciele i przyznała się, że jako mała dziewczynka została w ten sposób wybrana przez szamana. Od tamtego czasu podświadomie przeczuwała podobne niebezpieczeństwa.

Co Ty wiesz o Krakowie? (odc. 44)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gorlice.naszemiasto.pl Nasze Miasto