- Mąż popijał już przed ślubem, wtedy jeszcze nie widziałam w tym nic złego. Później było tylko gorzej - mówi pani Maria. Po pracy kilka kieliszków z kolegami, w domu piwko lub wódkę z herbatą. Pił każdego dnia. Tak przez 9 lat.
- Przepijałem wypłatę, czasem w ogóle pieniędzy nie zarabiałem, bo zamiast nich szef płacił mi w butelkach spiritusu - mówi pan Jan. - Było mi to nawet na rękę, bo i tak wszystko bym wydał na wódkę.
Pani Maria była zagubiona. Codzienne awantury i raniące jej serce wyzwiska doprowadziły ją do depresji. - Nie pomagały moje błagania, żeby się ocknął z pijackiego amoku. Nie robiło na nim wrażenia to, że bywał tak pijany, iż nie trafiał do łóżka i zasypiał na podłodze - wzdycha pani Maria.
Z jednej strony czuła żal do męża, z drugiej jednak współczucie. Wstydziła się, że ma męża pijaka, ale za nic nie chciała od niego odejść. - Ludzie na ulicy wytykali mnie palcami, choć to przecież nie ja piłam, tylko Janek nadużywał alkoholu - mówi pani Maria. - Pijaków jakoś pobłażliwie się kiedyś traktowało i chyba nadal traktuje. Oni dostawali w sklepie wódkę na zeszyt, a gdy mnie zabrakło pieniędzy, to nawet chleba na kredyt mi nie dali - kręci głową kobieta.
Pan Jan tłumaczy, że pijąc nie dopuszczał do siebie myśli, że jest alkoholikiem. - Mówiłem sobie, jaki tam ze mnie alkoholik, przecież nie piję taniego wina i nie żebrzę na ulicy - mówi Jan. - Ciągle szukałem usprawiedliwienia, a to że praca ciężka, a to, że mało się zarabia. Topiłem smutki w kieliszku - dodaje.
Po kilkuletnim maratonie codziennego picia zaczęły się problemy ze zdrowiem. Drgawki, kołatania serca, poty, omamy. Trafił kilka razy na oddział ratunkowy. - Nieustanie prosiłam Boga o wsparcie. Na moich oczach mąż staczał się na samo dno - opowiada pani Maria. - Gdy zobaczyłam męża pijącego wódkę prosto z butelki, zrozumiałam, że trzeba szukać pomocy - dodaje. W przychodni zwierzyła się lekarzowi. - Było mi wstyd mówić o tak osobistych problemach, ale teraz wiem, że zrobiłam dobrze - dodaje.
W końcu zaczęła szukać informacji na temat grup AA. Pomoc dla męża znalazła w Małopolskim Ośrodku Profilaktyki i Terapii Uzależnień przy ulicy Waryńskiego w Nowym Sączu. - Przed pierwszą terapią na odwagę wypiłem ćwiartkę wódki - wyznaje pan Jan. - Po spotkaniu nie byłem do końca przekonany, że potrafię żyć bez alkoholu - opowiada Janek.
W trzeźwości wytrwał 4 miesiące, później znowu sięgnął po butelkę. W styczniu 2002 roku trafił ponownie do szpitala. Organizm był całkiem zniszczony. - Wtedy zawierzyłem swoje życie Bogu. Poszedłem do kościoła i podpisałem akt trzeźwości - mówi pan Jan. - Wytrzymałem rok, później kolejne dwa lata. Tak w trzeźwości trwam do dzisiaj, ale sam nie dałbym sobie z tym rady - dodaje.
Pani Maria na spotkania anonimowych alkoholików chodzi razem z mężem. Choć sama nie piła, nie potrafiła zapomnieć o krzywdach, które wyrządził jej przez lata ukochany mąż. Dzięki grupie wsparcia wspólnie odnaleźli sens życia.
- Momentem przełomowym było pytanie czy jesteśmy gotowi na wyrzucenie wszystkich kieliszków - mówi pan Jan. - Dziś w naszym domu ich już nie ma. Od imprez nie stronimy, ale wolimy bawić się w towarzystwie bezalkoholowym - podkreśla mężczyzna.
Teraz razem z żoną tworzą udany związek. Mają dorastające dzieci. Cieszą się każdym dniem wspólnego życia. Życia bez alkoholu. - Bogu dziękuję za to, że dał mi tak wspaniałą żonę - przytula się czule do swej małżonki pan Jan. - Gdyby nie to, że tak wytrwale walczyła o mnie, już pewnie nie byłoby mnie na tym świecie.
Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?