W weekend, w kamienicy u zbiegu ulic Mikołowskiej i Matejki, zawalił się strop. Nie po raz pierwszy. Budynek jest jednym z najbardziej znanych katowickich pustostanów. Jak żaden inny straszy bowiem w samym centrum miasta, w sąsiedztwie budowanego dworca kolejowego w Katowicach i Galerii Katowickiej. Po raz kolejny okazało się, że wobec pustostanu wszyscy są bezradni. - Kamienica szpeci, abstrahując od zagrożenia. Nie potrzebujemy tego typu obiektów w centrum - mówi Kuba Jarząbek, rzecznik UM w Katowicach. - Ale miastu nic do tego - dodaje.
Właścicielem kamienicy jest Jerzy Seifert, który ma jeszcze dwie inne kamienice w Katowicach, w dobrym stanie. - Ta by też wyglądała normalnie, gdyby mi urzędnicy nie przeszkadzali - mówi. Najpierw walczył z lokatorami, którzy nie płacili czynszów, albo płacili tak niskie, że nie starczały na remont budynku. Kiedy okazało się, że przydział mieszkania od miasta może przyspieszyć kataklizm, w kamienicy wybuchło kilkanaście pożarów. Ludzie w końcu opuścili budynek, ale zapomnieli się z niego wymeldować. Za zgodą prokuratury Seifert zamknął kamienicę, ale za chwilę prokurator nakazał ją otworzyć. Narkomani, bezdomni i prostytutki dopełnili zniszczenia. - Ja wszystkie procesy w sądzie wygrywam, bo mam dokumenty - zapewnia Seifert.
Drugi winny to tajne umowy międzynarodowe. - W czasie PRL, obywatele żydowskiego pochodzenia mogli opuścić nasz kraj, pod warunkiem, że pojadą w jedną stronę. Na mocy tajnych umów, które Gomułka podpisał z 12 krajami, odszkodowanie za utraconą własność, miały wypłacić kraje docelowe. Tych umów jednorazowych jest 12, ale nigdy nie zostały ratyfikowane. Okazało się, że w 1966 roku dawni właściciele kamienicy w Katowicach dostali odszkodowanie od rządu USA. Z porozumienia wynikało, że właścicielem budynku stało się państwo polskie, ale nikt nie zmienił wpisu w księgach wieczystych - tłumaczy Seifert. Bałagan w papierach próbuje teraz posprzątać Ministerstwo Finansów.
Seifert kupił kamienicę siedemnaście lat temu. Zapłacił za nią 700 - 800 tys. złotych. Dokładnie nie pamięta. Dzisiaj kamienica w tej lokalizacji jest warta wiele więcej. Jak wiele? - Miałem kupca, który chciał ją brać za siedem milionów - mówi Seifert. Co z tego, skoro od dwóch lat toczy się sprawa o przeniesienie prawa własności kamienicy na skarb państwa. Zdaniem kamienicznika, to skutecznie uniemożliwia mu sprzedaż budynku, a także jego remont. - Ja chętnie coś zrobię, tylko co? Jakiekolwiek rozstrzygnięcie będzie dobre dla tego miejsca, bo to jest wstyd. Wsadziłem w remont 2 mln. złotych i nic nie robię, tylko dokładam, nie mając z tego nic. Żeby zainwestować trzeba 5 mln. złotych, a żaden bank nie da mi w tej sytuacji kredytu - dodaje.
Powiatowy Inspektorat Nadzoru Budowlanego jest bezradny. - W takiej sytuacji właściciel albo remontuje, albo rozbiera, ale tutaj? Zawsze jest problem - wzdycha Janusz Turek z PINB w Katowicach. Właściciel odmawia m.in. wymiany siatki na elewacji, za co może zapłacić mandat do 10 tys. złotych. Na rozbiórkę zgodzi się pod warunkiem, że dostanie odszkodowanie.
Rozmawialiśmy z inwestorem, który chciał kupić i wyremontować kamienicę. - Ale stawka jest astronomiczna. Stanęło na sześciu milionach. Za taką ruderę? Dałbym nie więcej niż trzy - mówi. Twierdzi, że problemem nie było toczące się w Ministerstwie Finansów postępowanie. - Gdybym wyłożył pieniądze na stół, problemu by nie było - ocenia.
CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?