Rockowe i popowe gwiazdy występujące w wielkich halach sportowych lubią oszałamiać widzów scenografią, kostiumami czy efektami wizualnymi. Podczas czwartkowego koncertu Stinga pod Wawelem zabrakło tego wszystkiego. Było to celowe posunięcie piosenkarza – podczas obecnej trasy wraca on bowiem do swych nowofalowych korzeni, stąd rezygnuje z dodatkowych atrakcji, by stworzyć nastrój typowego koncertu rockowego w klubie czy pubie doby końca lat 70.
Doskonale odpowiadał temu program koncertu. Sting przywołał niemal wszystkie największe przeboje swego zespołu The Police, z którym zaczynał wówczas karierę. Była pomysłowo rozbudowana o fragment „Ain’t No Sunshine” Billy’ego Withersa słynna „Roxanne”, a do tego „Fall Out”, „So Lonely”, „Message In The Bottle” czy „Walking On The Moon”. Nie zabrakło oczywiście najważniejszych piosenek z solowej kariery artysty – od „Englishman In New Your”, przez „Mad About You”, po „Fragile”. Sting wszystko zaśpiewał na luzie, bez niepotrzebnego napinana się, łatwo nawiązując kontakt z widzami.
Specjalnym gościem koncertu był syn gwiazdora – Joe Sumner. Najpierw usłyszeliśmy jego autorskie piosenki, natomiast gdy ojciec przejął pałeczkę, syn od czasu do czasu podchodził do mikrofonu, by wesprzeć go wokalnie. Na moment przejął też całkowicie scenę – wykonując tylko na głos i gitarę dawny hit Davida Bowiego – „Ashes To Ashes”. Obaj panowie nie dość, że są podobni do siebie, to jeszcze mają zbliżone barwy głosu. Czy Joe Sumnerowi uda się zrobić taką karierę jak Stingowi? Czas pokaże.
Follow https://twitter.com/gaz_krakowskaJak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?