Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

'Kuchenne rewolucje' w Nowym Sączu: Madga Gessler zamieniła 'Campo di fiori' w 'Laboratorium pizzy'

Stanisław Śmierciak
Fot. Stanisław Śmierciak
Po czterodniowych działaniach Magdy Gessler i ekipy telewizyjnej realizującej program „Kuchenne rewolucje" z pizzerii „Campo di fiori" w czwartek nie zmienione były jedynie mury. Restauratorka - rewolucjonistka unicestwiła wszystko co tam było wcześniej. Nawet nazwę zaproponowała nową „Laboratorium pizzy". To nieco złośliwe nawiązanie do pierwszych uwag jakie wygłosiła ujrzawszy lokal, którym miała się zająć.

Zobacz galerię zdjęć z "kuchennych rewolucji' Magdy Gessler w Nowym Sączu

W czwartek witała pierwszych gości z półtoragodzinnym opóźnieniem w stosunku do zapowiedzi, że inauguracyjna kolacja zacznie się o godz. 17. Przepraszała za konieczność czekania na chłodzie i tłumaczyła powody dłuższego niż przewidywała przygotowywania potraw. Wpierw oznajmiła jednak, że zmienianie sądeckiej pizzerii było najbardziej hardcorowym doświadczeniem w całym okresie kuchennych rewolucji w świetle jupiterów i przy obecności kamer telewizyjnych.

- Na śmietnik poszły dosłownie wszystkie meble z lokalu i niemal wszystkie urządzenia z kuchni - wyznaje Michał Luty, kucharz, którego pani Magda wpierw wzięła za właściciela lokalu i na niego rzuciła gromy z mocą większą niż czynił to Zeus z Olimpu. Według Michała Lutego rewolucja w lokalu była bardziej murarsko - dekoratorska niż kulinarna. Prac przy zmianie wyglądu pizzerii było tak wiele, że brakło go na uczone dywagacje o rewolucji w karcie dań.

Szykowaniem jedzenia Magda Gessler zajmowała się w ostatnim dniu „rewolucji", kiedy goście już byli zaproszeni na kolację mającą rozpocząć się o godz. 17. Poślizgu nie udało się uniknąć. Goście, choć nie byli dziećmi, przychodząc do lokalu dosłownie otwierali buzie ze zdziwienia. Już fronton budynku witał ich śnieżną bielą ściany, choć wcześniej straszył wyblakłym i brudnym od pyłu zmieszaniem kolorów granatowego i szarego.

Wnętrze też zostało odmienione. Lśniące czystością, z posadzką, w której można było zobaczyć swe odbicie niczym w lustrze. Lustro na jednej ze ścian wizualnie powiększało wnętrze, które teraz oferuje miejsca tylko 24 konsumentom równocześnie. Ściany i zasłony w oknach białe z czerwonymi pasami. Na ścianach kilka napisów „love" czyli miłość i „eat" czyli jeść. Na stołach dość oryginalne, ale gustowne, białe teksturowe obrusy i zapalone świece, też białe.

Tylko wino rozlewane do kieliszków intensywnie czerwone i smakowicie wytrawne. Etykiety na butelkach informowały, że to „Baron de Lestac" rocznik 2009 i „Yve court Bordeaux". Było toż w koszyczkach białe pieczywo do zamaczania w delikatnej oliwie, czekającej w małych białych porcelanowych miseczkach. A cóż pani Magda Gessler zaproponowała w menu wystawnej kolacji inaugurującej nową erę w ‚Campo di fiori", a raczej w „Laboratorium pizzy".

Pierwsza podana została francuska zupa cebulowa. Rewelacyjna! Przyrządzona z winem, karmelem, lekko ciągnącym się żółtym serem i bardzo miękkimi grzankami. Z przygotowywania i podania tej zupy można by napisać sensacyjną powieść. W „Campo di fiori" nigdy wcześniej zup nie szykowano. W kuchni nie było więc ani dużej kuchenki ani wystarczająco dużego garnka. Pani Magda szykowała zaś 10 litrów wywaru z 10 kg wołowiny, 10 kg kurczaków i 10 wieprzowiny.

Gotowanie zajęło kilkanaście godzin, a odbywało się w... piecu do wypieku pizzy. Tam nie zmieści się żaden duży garnek. Jego rolę przejęła więc wielka brytfanna. To w niej ostrożnie wniesiono pachnące danie na salę konsumpcyjną i chochlami rozlewano do miseczek i roznoszono na stoły. Na drugie dania była „pizza łącka" czyli odważne i nowatorskie nawiązanie do będących kulinarnymi symbolami Sądecczyzny śliwek i śliwowicy.

Na cieście były miękkie, choć suszone śliwki węgierki, równie miękki boczek, kabanosy. Na to oryginalny sos wymyślony a vista przez tandem Magda Gessler i Michał Luty. Sos ten był z suszonych śliwek i przecieranych na krem pomidorów. Jedyną wadą tej pizzy była wielkość. Za duża, by spałaszował wszystko dorosły mężczyzna. Opuszczając wieczorem wykreowane przez siebie „Laboratorium pizzy" w Nowym Sączu Magda Gessler zabrała z sobą słoik łąckich śliwek. Zapomniała zabrać ozdobnej półlitrówki z Łącką śliwowicą, o której kupienie prosiła po południu. Butelka pozostała na półce w kuchni.

Właściciel lokalu Piotr Ślemp dostrzegł to, gdy pani Magda już odjechała po rozdaniu autografów swym wielbicielom, którzy w chłodzie wytrwale czekali przed lokalem. - „Śliwowica" czyli „Krasilica" będzie czekała na Magdę Gessler, bo obiecała wrócić i sprawdzić jak realizujemy zmiany dokonane za sprawą „Kuchennych rewolucji" - zapewnia właściciel lokalu Piotr Ślemp i dodaje, że teraz on i cały personel „Laboratorium pizzy" czekają na sądeczan i turystów, którzy zechcą skusić się na francuską zupę i (lub) „łącką pizzę".

Miss Polonia z dawnych lat! Zobacz archiwalne zdjęcia kandydatek

"Super pies, super kot!". Zgłoś zwierzaka w plebiscycie i wygraj nagrody!

Mieszkania Kraków. Sprawdź nowy serwis

Codziennie rano najświeższe informacje, zdjęcia i video z Nowego Sącza. Zapisz się do newslettera!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nowysacz.naszemiasto.pl Nasze Miasto