Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Łukasz Radliński bronił w trzech ostatnich meczach Sandecji

Daniel Weimer
Stanisław Śmierciak
O kroku wykonanym we właściwym kierunku i rywalizacji z Markiem Koziołem, opowiada bramkarz Sandecji Łukasz Radliński

Kiedy na skutek odebrania przez PZPN Kolejarzowi I-ligowej licencji drużyna ze Stróż się rozpadła, jej trener Przemysław Cecherz zabrał ze sobą do GKS Tychy kilku zawodników. Ty nie znalazłeś się w tym gronie. Pewnie byłeś bardzo rozczarowany?

Nie ma co ukrywać, tak rzeczywiście było. Wraz ze wspomnianym trenerem przepracowaliśmy rok, cieszyłem się jego zaufaniem, nie odpuściłem prawie żadnego meczu. Miałem więc prawo liczyć, że nie zapomni i o mnie. Stało się inaczej. Żeby nie było wątpliwości: nie mam o to do szkoleniowca żalu. Każdy trener ma swoją koncepcję składu. Ja widocznie się w niej u Przemysława Cecherza nie mieściłem.

Tak się jednak składa, że zanim skontaktowałem się z Tobą, telefonowałem do trenera Cecherza i ten wyrażał się o Tobie w samych superlatywach. Zrównoważony, obdarzony świetnym refleksem, znakomicie grający na linii, gibki, a w życiu codziennym spokojny, mądry człowiek - to są jego określenia odnoszące się właśnie do Ciebie.

Naprawdę? To bardzo miłe. Ciekawe, czym sobie na taką cenzurkę zasłużyłem. Wiem, że trener rozstał się z GKS Tychy. Szczerze życzę mu, żeby jak najszybciej znalazł sobie nowego pracodawcę. Ale wiem, że na tzw. rynku trenerskim istnieje obecnie tak spora podaż, że trudno o zatrudnienie. Podobnie zresztą sytuacja wygląda u bramkarzy. Najlepszym na to przykładem jest Marcin Cabaj. To naprawdę świetny fachowiec, a w Siarce Tarnobrzeg, zamiast wciąż stać między słupkami, pełni rolę trenera golkiperów. Ja miałem to szczęście, że zainteresowała się mną Sandecja. Jestem przekonany, że wiążąc się z nią kontraktem wykonałem krok we właściwym kierunku.

Sam ten krok wykonałeś, czy też ktoś wziął Cię za rękę i postawił przed obliczem prezesa klubu Andrzeja Danka?

Prezes sam skontaktował się ze mną.

Ktoś go jednak musiał inspirować?

Wiem nawet kto. Tym dobrym duchem okazał się Wojtek Trochim, narzeczony córki prezesa. To on podpowiedział przyszłemu teściowi, że jest taki nieźle broniący Radliński, który pozostaje akurat bez przynależności klubowej. Prezes mu zawierzył i myślę, że teraz nie żałuje podjętej przed kilkoma miesiącami decyzji. To zresztą także dzięki Wojtkowi znalazłem się wcześniej w Kolejarzu Stróże. Znaliśmy się ze wspólnej, trwającej przez pół roku gry w Warcie Poznań.

Znalazłeś się więc w Sandecji i miałeś świadomość, że czeka Cię szalenie trudne zadanie "wygryzienia" z bramki wychowanka sądeckiego klubu Marka Kozioła. Ten fakt Cię nie deprymował?

Po pierwsze nie używałbym sformułowania "wygryzienie". Od początku trwa między nami rywalizacja. Ale taka czysto sportowa, bez wzajemnych podchodów. Obydwaj jesteśmy dorosłymi ludźmi i zdajemy sobie sprawę, że należymy do tej samej grupy, której przyświeca wspólny cel. I po drugie: to nie była nierówna rywalizacja. Trener Piotr Stach powiedział wyraźnie, że wszyscy mają u niego otwartą kartę, że nikogo nie będzie faworyzował.

I najwyraźniej dotrzymuje danego słowa. Postawił na Marka Kozioła, ale kiedy ten, nie z własnej winy, puścił w Grudziądzu cztery gole, to Ty zająłeś miejsce między słupkami.

Rzeczywiście, dostałem swoją szansę. Wcześniej incydentalnie pojawiałem się w bramce Sandecji, ale o stałym w niej miejscu mogłem tylko pomarzyć. I teraz wcale nie jestem tego miejsca pewien. Z Widzewem Łódź obroniłem co prawda na zero, z Dolcanem uratowaliśmy punkt w ostatniej niemal sekundzie, a i ja w tym remisie miałem swój udział. Ale w sobotę przegraliśmy 1:2 na własnym stadionie ze Stomilem Olsztyn, a o swojej roli w pierwszej połowie tego meczu mogę tylko powiedzieć, że dwa razy miałem kontakt z piłką. W obydwu przypadkach, gdy wyciągałem ją z siatki. W drugiej połowie było już znacznie lepiej. Strat nie udało się jednak w pełni odrobić i ludzie pamiętać będą głównie o porażce.

Wypadałoby się za nią zrehabilitować już w sobotę w wyjazdowym meczu z GKS Tychy.

Aż kipi w nas od sportowej złości. Do zawodów z Tychami najchętniej byśmy przystąpili tuż po tym nieszczęsnym meczu ze Stomilem. I to już nawet nie chodzi o zaspokojenie prywatnych ambicji, lecz o ratowanie Sandecji. Nie ma się co okłamywać: potyczka z GKS będzie się toczyć o wyjątkową stawkę. To przecież nasz sąsiad z dolnych rejonów tabeli. Na Górnym Śląsku interesowało nas będzie wyłącznie zwycięstwo.

Wystąpisz przeciwko swym niedawnym kolegom ze Stróż: Kamilowi Nitkiewiczowi i Łukaszowi Bocianowi. Nie będzie sentymentów?

Wystąpię, jeśli trener postawi na mnie. I fajnie. Odnowimy znajomość i na tym sentymenty się skończą. Na boisku będzie już tylko walka. Takie są okrutne reguły sportu.

Co Ci się w Sandecji najbardziej podoba?

Atmosfera panująca w szatni, oddanie kibiców, chociaż grą ich nie rozpieszczamy, w miarę terminowe wypłaty - w Warcie czekaliśmy na nie i po 8 miesięcy oraz to, że sprzętu nie musimy prać w domach.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nowysacz.naszemiasto.pl Nasze Miasto