Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Nowy Sącz. Szewc w szpilkach chodzi!

Stanisław Śmierciak
Większości moich klientów nie stać na częste kupowanie obuwia - przekonuje sądecka pani szewc
Większości moich klientów nie stać na częste kupowanie obuwia - przekonuje sądecka pani szewc Fot. Stanisław Śmierciak
Grażyna Mirek po tacie odziedziczyła zakład szewski. Poczałkowo chciała go zamknąć. Dziś marzy o tytule mistrzowskim i "szewskim kombajnie".

Grażyna Mirek wzdryga się, słysząc przysłowie, że szewc bez butów chodzi, bo ona w pracy zjawia się w szpilkach i nie przychodzi, a przyjeżdża białym audi A3. Swój zakład szewski przy ul. Paderewskiego w Nowym Sączu prowadzi już 20 lat.

Na jubileusz firmy, który przypada jesienią, chce zrealizować dwa marzenia. Jedno już się spełnia. Rodzinny dom w Frycowej rozbudowała o pokój, który będzie jej biblioteką.

Od dzieciństwa chciała przebywać wśród książek. To spadek po babci, Marii Ziller, która zrezygnowała z wykładania na uczelni i zajęła się edukowaniem dzieci w wiejskich szkołach w dobrach hrabiego Adama Stadnickiego.

- Kiedy nie szło mi z lekturą "Ludzi bezdomnych" zachęciła mnie, bym książkę przepisywała, bo poznam treść i wyćwiczę rękę - zwierza się pani Grażyna. - Przebrnęłam przez 50 stron. Od tamtego czasu pochłaniam dwie książki na tydzień. Wszystkie kupione w księgarni.

Iście szewską pasję Grażyny do literatury mocno odczuła trójka jej dzieci. - Koleżanki i koledzy syna i dwóch córek zaliczali lektury oglądając ich filmowe ekranizacje - mówi pani szewc. - Moje dzieci musiały przeczytać książkę, zanim pozwoliłam im obejrzeć film. Wyszli na ludzi. Miesiąc temu najstarsza córka uradowała mnie wnuczęciem. Odwiedzając ją zobaczyłam, że przy maleństwie czyta na głos książkę.

Drugie marzenie jest trudniejsze do realizacji. Chce w zakładzie mieć "kombajn szewski", taki, jaki zobaczyła na Węgrzech. Dzięki niemu przy naprawie bucików można pracować w białych rękawiczkach i białym fartuchu. Usługa gotowa w kwadrans. Problem w tym, że takie cacko kosztuje ćwierć miliona złotych. Starała się o fundusze unijne, ale projekt nie chwycił. Nie rezygnuje jednak. - Tylko raz chciałam zrezygnować - zwierza się Grażyna Mirek. - Po śmierci taty przyszłam do jego zakładu, by klientom pooddawać ich buty. Jedna z pań jednak wymusiła na mnie, żebym oddała jej zreperowane buty. Zrobiłam co trzeba. Jest moją klientką do dzisiaj.

Później wrócił do zakładu szewc, którego zatrudniał tato. Cztery lata praktykowała przy nim, zanim zaczęła samodzielnie robić buty. Czasem bardzo nietypowe.- Aktorka przyjechała z Krakowa dowiedziawszy się, że w Nowym Sączu jest szewc - kobieta - wspomina Pani Grażyna. - Na premierę w teatrze potrzebowała, szyte złotą nicią, ciżmy z dzwonkami na wzór piętnastowiecznych. Zamówiła je wcześniej u mistrza gdzieś w Polsce. Cztery dni przed wyjściem na scenę dowiedziała się, że butów nie ma.

Szewska codzienność to jednak reperowanie butów. Zdarzają się nawet tak stare, że robione ręcznie przez rzemieślników łączących skórzane elementy kołkami z drewna. Zamówiła owe kołki w jedynym w Polsce zakładzie, który jeszcze je wytwarza.

W zakładzie Grażyny Mirek najbardziej nietypowym materiałem są włoskie gumy na zelówki. Tylko ten materiał nadaje się do reperowania obuwia Józefa Korala i jego żony Barbary. Rodzina potentata branży lodowej to klienci jej zakładu od lat.

Grażyna Mirek ma jeszcze jeden cel. Chce zdobyć w cechu rzemieślniczym tytuł mistrza w szewskim fachu. Do zawodu przyucza się też jedna z jej córek.

Codziennie rano najświeższe informacje, zdjęcia i video z regionu. Zapisz się do newslettera!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Instahistorie z VIKI GABOR

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nowysacz.naszemiasto.pl Nasze Miasto