Dziewczyna wracała z wycieczki ze swoim chłopakiem. Pędzili motocyklem grubo ponad 100 kilometrów na godzinę. Wtedy na szosę wyjechał ciągnik. Szymon nie zdążył zahamować. Spłonął wbity ze swoim ścigaczem pod traktor. Kasia jechała z tyłu, ale przy ogromnym impecie zderzenia, też powinna podzielić los motocyklisty. Udało się wyciągnąć ją z płomieni, zalaną krwią i całkowicie bezwładną.
W takim stanie trafiła do sądeckiego szpitala, gdzie próbowano wychwycić w niej choćby drgnienie życia. Tak było przez pierwsze doby. W trakcie trzytygodniowego pobytu na intensywnej terapii i chirurgii przeszła operację usunięcia zmasakrowanej śledziony. Później, gdy krwiaki na mózgu się nieco obkurczyły i pozwalały na transport, przewieziono ją na neurochirurgię do Tarnowa. Głowy dla bezpieczeństwa nie ruszano. Zoperowano pęknięty w dwóch miejscach kręgosłup.
Z tarnowskiego szpitala Kasia pojechała na oddział chirurgiczny doktora Tadeusza Frączka w Krynicy-Zdroju. Zajął się poszarpaną wieloma urazami nogą. Może się to wydać nieprawdopodobne, ale dopiero w krynickim szpitalu, powróciła do świadomości z kompletnego niebytu trwającego wiele tygodni. Niczego nie pamięta, nie cierpiała bezpośrednio po wypadku, nie czuła bólu po operacji, nie miała pojęcia, co się z nią dzieje, aż do dnia, kiedy po raz pierwszy otworzyła - już nie rozbiegane i nieprzytomne - ale spokojne i rozumne oczy. - Nie wiem, co się ze mną działo - mówi wolno z delikatnym uśmiechem. - Przypomniałam sobie wszystko z mojego tamtego życia, ale wypadku nie pamiętam.
Dramatu na drodze nie mogła sobie odtworzyć nawet będąc na jego miejscu, gdzie kazała się zawieźć. Pragnęła zmierzyć się ponownie z tragicznym faktem utraty Szymona. Marek Bieszczad dokładnie pamięta, jak wieczorem 21 sierpnia zeszłego roku przyszła policja do domu. Usłyszał, że córka miała wypadek i wiozą ją właśnie do szpitala. Zapytał jeszcze, czy Szymona też zabrali, ale usłyszał krótkie: nie. Domyślił się najgorszego. - Moja jazda do szpitala tego dnia, była najdłuższą i najstraszniejszą podróżą, jaką przeżyłam - mówi mama Bogumiła Bieszczad. Kolejne dni też były koszmarem.
Kasia wróciła do domu dopiero na początku grudnia. Spędziła z rodzicami Boże Narodzenie. - Duża grupa koleżanek i kolegów przyszła do nas na mikołajki do domu - opowiada tato. - Przynieśli opłatek, śpiewali kolędy. Ktoś z Kasi klasy zawsze odwiedza nas na koniec tygodnia. - Jeżdżę co niedziela do kościoła - dodaje Kasia.
Matury na razie nie będzie zdawać. Dopiero za rok. Regularnie odwiedza ją trzech rehabilitantów. Ćwiczą prawą rękę i nogę. - Mogę już na niej stawać - podkreśla z dumą. Mama ze łzami w oczach wspomina jesienny koncertu charytatywny w Sokole na rzecz jej córki. - Nie wiem, jak dziękować Lidce Szelidze, Ani Drozdowskiej, dyrektorowi Malczakowi, Lilce Olech, Wojtkowi Kudybie... - wylicza kolejne osoby, które spontanicznie włączyły się w pomoc.
Najlepszy Piłkarz i Trener Małopolski 2011. Weź udział w plebiscycie i oddaj głos!
Sprawdź magazyn Gazety Krakowskiej! Bulwersujące zdarzenia, niezwykli ludzie, mądre opinie
Codziennie rano najświeższe informacje, zdjęcia i video z Nowego Sącza. Zapisz się do newslettera!
Obwodnica Metropolii Trójmiejskiej. Budowa w Żukowie (kwiecień 2024)
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?