Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Organy z duszą w bieckim muzeum. Mają 120 lat i wyszły spod ręki Wojtanowskiego z Rzepiennika Strzyżewskiego

Halina Gajda
Halina Gajda
Niezwykłe organy w Muzeum Ziemi Bieckiej
Niezwykłe organy w Muzeum Ziemi Bieckiej Halina Gajda, Muzeum Ziemi Bieckiej
Ponad 120-letnie organy można teraz oglądać w Muzeum Ziemi Bieckiej. Są niezwykłe z kilku powodów. Najważniejszy to chyba ten, że wykonane zostały po sąsiedzku, przez niejakiego Wojtanowskiego z Rzepiennika Strzyżewskiego. Twórca był chłopem i zapewne nie miał muzycznego wykształcenia, ale na pewno miał słuch i wrażliwość muzyczną. I mimo wszystko, musiał wiedzieć wiele o budowie instrumentów.

Organy nie są duże i nie należy się spodziewać, że odwiedzając muzeum, zobaczymy instrument na miarę bieckiej kolegiaty czy fary. Jest niewielki, ma cztery oktawy, 109 piszczałek i pożółkłe, wysłużone klawisze. Te ponad sto lat temu takie instrumenty były popularne i można się było na nie natknąć w wielu świątyniach w regionie. Ludzie robili, co i jak potrafili najlepiej, by w swoich małych kościółkach móc jeszcze lepiej i piękniej oddawać chwałę Bogu. Pewnie organista, który przy nich siadał, też nie miał muzycznego wykształcenia, ale grał, jak mu dyktowało serce. Z radością na ślubach, żałośnie na pogrzebach, doniośle w Wielkanoc. A co ciekawe, zazwyczaj grał naprawdę nieźle.

Przekazane przez proboszcza

Jak instrument trafił pod dach bieckiego muzeum?

- W latach osiemdziesiątych XX wieku zostały przekazane przez księdza Krzemienia z Rzepiennika Biskupiego – przypomina Paweł Kocańda, dyrektor muzeum.

Wtedy też organy zostały poddane naprawie, którą zajął się Stanisław Mytczak. Nie grały niestety. Stały się więc typowym muzealnym eksponatem. Aż do jesieni minionego roku. Wyzwanie, by nadać im kolejne życie, być może nawet muzyczne, podjął gorliczanin Janusz Janik. Przedstawił nam siebie krótko; inżynier mechaniki precyzyjnej z zamiłowaniem do majsterkowania. Ale też, nie takiego zwykłego, bo najczęściej i najchętniej sięgał właśnie po różne stare instrumenty.
- Fisharmonie, tych najwięcej miałem na warsztacie – opowiadał nam.

Proste w budowie, nie znaczy łatwe w naprawie

Pan Janusz, przez ponad pół roku, z przerwami pracował więc w baszcie. Najpierw z największą starannością i delikatnością , trzeba było organy w części rozebrać. Wszystko dokładnie ponumerować, wyczyścić, czasem wypełnić braki, innym razem wymienić jakiś element.

- Rekonstrukcja połączona z renowacją – wyjaśniał nam.

Wymieniona została więc większość elementów skórzanych i płótnianych uszczelniających miech organów. Uszczelniona została wiatrownica, a nowe mocowania zyskały klawisze.
Niestety, pomimo wielkiego nakładu pracy, nie udało się przywrócić instrumentu do stanu, w którym można by na nim zagrać. Owszem, klawisze wydają dźwięki po naciśnięciu, ale przynajmniej na razie, nie da się ich „poskładać” w melodię.

Nie zmienia to nic, że i tak są piękne. Nad piszczałkami zamontowana została gablota. Można więc naocznie przekonać się, jak wyglądają, pracują. A gdy zamkniemy oczy i uruchomimy wyobraźnię, zobaczymy kościółek w Rzepienniku, młodą parę przed ołtarzem i organistę, który przygrywa nowożeńcom, gdy ci składają sobie przysięgę dozgonnej miłości.

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gorlice.naszemiasto.pl Nasze Miasto