Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Całe życie w jednym klubie. W Sandecji

Rozmawiał Łukasz Madej
- W pierwszym zespole Sandecji nieprzerwanie byłem od 1995 do 2009 roku - opowiada Stanisław Bodziony (z lewej)
- W pierwszym zespole Sandecji nieprzerwanie byłem od 1995 do 2009 roku - opowiada Stanisław Bodziony (z lewej) fot. kow
Rozmowa. 42-letni Stanisław Bodziony był bramkarzem. Do Sandecji trafił w latach 80. i jest do teraz. Dla kibiców to już żywa legenda „biało-czarnych”. Dziś sam szkoli bramkarzy

- Liczył Pan, który to już rok w Sandecji?

- Chodzi o pierwszy zespół?

- Nie, o klub w ogóle.
- Oj, ciężko mi powiedzieć. W końcówce lat 80., jako chłopiec, pojawiłem się na pierwszym treningu, więc tych lat troszkę się uzbierało. W samej pierwszej drużynie rozegrałem około 400 meczów. Szczerze mówiąc, nigdy tego nie liczyłem. Nie patrzę na to, co jest z tyłu, tylko z przodu. A czy jest w klubie ktoś z dłuższym stażem ode mnie? Nie zastanawiałem się nad tym, ale chyba nie (śmiech).

- Pamięta Pan jeszcze pierwsze treningi?

- Pamiętam dokładnie. Pojawiłem się w trampkarzach u świętej pamięci trenera Koniecznego, jako zawodnik z pola. Potem miałem jednak problemy z naroślami stawu kolanowego. W tamtym czasie leczyło się to włożeniem nóg w gips. Lekarz powiedział, że nie mogę już grać, więc doszedłem do wniosku, że skoro nie, to może mogę bronić. I tak troszkę z przypadku znalazłem się na bramce. Później już jakoś się potoczyło. Przeszedłem do trenera Spiegla. Można powiedzieć, że to był taki mój mentor, przede wszystkim jeżeli chodzi o wychowanie. Wspaniały szkoleniowiec i świetny człowiek. Do końca życia będę go miło wspominał. Potem, po kolejnych szczeblach, trafiłem do pierwszego zespołu.

- Grał Pan przede wszystkim w ówczesnej trzeciej lidze?

- Jeden sezon był taki, że spadliśmy do czwartej. Wtedy Sławek Olszewski odszedł do Unii Tarnów. Za niego wskoczyłem ja i przez ileś lat udało mi się tej „świątyni” trzymać. Z małymi przerwami, na kontuzje czy rywalizację z innymi chłopakami. Ale w pierwszym zespole nieprzerwanie byłem od 1995 do 2009 roku, kiedy miałem rekonstrukcję więzadła krzyżowego. Trzeba było zejść ze sceny, jak śpiewa Perfect.

- Gdyby nie to, jeszcze by Pan stał między słupkami?

- To był moment, kiedy Marek Kozioł wchodził do pierwszego zespołu. Nie jestem takim człowiekiem, żeby do 42. czy 43. roku życia gdzieś tam plątać się w niższych ligach i zabierać miejsce młodym chłopakom. Doszedłem do wniosku, mając 35 lat, że to znak z góry i po zrobieniu rekonstrukcji odpuściłem. Marek dostał szansę i ją wykorzystał. A mnie to cieszy, bo w pewnym sensie jest moim wychowankiem.

- Podobnie jak Jakub Słowik, obecnie bramkarz Pogoni Szczecin.

- Tak, ale w mniejszym niż Marek wymiarze. Kuba dosyć krótko ze mną pracował. Wtedy kończyłem grę jako zawodnik i jednocześnie zaczynałem pracować z grupami młodzieżowymi Sandecji. Kuba świetnie się prezentował, ale był jeszcze malutki. Chociaż był wielkim pracusiem, bardzo ambitnym, nigdy nie opuścił treningu. Później, kiedy podrósł, to również warunki fizyczne zdecydowały, że doszedł do takiego poziomu. Wiedziałem, że jeśli będzie miał wzrost, to zagra wyżej.

- Któryś swój występ szczególnie Pan zapamiętał?

- Jeżeli chodzi o te ligowe, to trudno znaleźć, ale bardzo miło wspominam mecz (sparing - przyp.) z Wisłą Kraków trenera Kasperczaka. Przyszło bardzo dużo ludzi, zremisowaliśmy 1:1, a prowadziliśmy 1:0. Dosyć dużo razy udało mi się zatrzymać Macieja Żurawskiego i Tomasza Frankowskiego. Dopiero w końcówce gola strzelił mi Dubicki. Graliśmy przeciwko najmocniejszej Wiśle. To był ten moment, kiedy odszedł od nas trener Adamus, a pojawił się Nawałka. Jego też miło wspominam. Świetny szkoleniowiec. Wszyscy to teraz widzimy.

- Ofert z ekstraklasy nigdy Pan nie miał?

- Interesowały się mną dwa zespoły, ale nie istniało wtedy prawo Bosmana. W Ruchu Chorzów, za trenera Lenczyka, byłem kilka dni. I w Groclinie, kiedy robił awans do ekstraklasy. Wtedy ten zespół prowadził Bochynek. Przebywałem tam tydzień, ale kluby nie mogły się dogadać. Ja miałem tutaj ważny kontrakt. Prezesi zawsze mówią, że nie robią najmniejszych problemów, ale jednak je robią (śmiech). To już jednak przeszłość, daleko poza mną. Kluby interesują się perspektywicznymi zawodnikami, więc później już spasowałem, starałem skupić się tylko na grze w Sandecji.

- Czyli można było osiągnąć więcej.

- Zawsze, jako sobie analizujemy życie, myślimy, że mogliśmy troszkę inaczej przez nie przejść. Ale mam rodzinę, zdrowie jak na razie nie najgorsze. Cieszę się z tego, co mam.

- Jakiś czas temu łączył Pan pracę w Sandecji z rolą samodzielnego trenera w Rytrze czy Muszynie.

- Bardzo miło to wspominam, ale doszedłem do wniosku, że należy z czegoś zrezygnować, bo w Sandecji muszę skoncentrować się na pracy z bramkarzami, a mam też juniorów młodszych i starszych. Proszę mi wierzyć, że nie dawałem rady. Przypuśćmy - w czwartek wyjeżdżam z pierwszym zespołem na mecz, wracam w niedzielę nad ranem i jeszcze w ten sam dzień mam spotkanie w lidze okręgowej. Trzeba było coś wybrać.

- Chodzi jednak po głowie, żeby kiedyś znów spróbować sił jako pierwszy trener?

- Jestem trenerem II klasy, mam licencję UEFA B, chciałbym zrobić UEFA A. Myślę też, by dostać się na „Goalkeeper Prof” w Białej Podlaskiej. Byłem ostatnio w kontakcie z trenerem Dawidziukiem, ale jest ogromny kłopot, bo kursu nie skończyła jeszcze pierwsza grupa, która wystartowała dwa lata temu. Nie wiadomo, kiedy zacznie następna, a chciałbym się w niej znaleźć. Na tym mi zależy. To byłby papier, dzięki któremu mógłbym trenować bramkarzy nawet w ekstraklasie. Nie ukrywam jednak, że kiedyś chciałbym pracować jako pierwszy trener. Rozmawiam z chłopkami, których miałem pod sobą i miło usłyszeć, że fajnie było ze mną popracować. To buduje, dopinguje, żeby do tego kiedyś wrócić, ale nie wiem jeszcze kiedy. Teraz koncentruję się na pracy z bramkarzami. Moja przygoda w Sandecji kiedyś się zaczęła i kiedyś pewnie się skończy. Biorę to pod uwagę. To wypadkowa wielu rzeczy. Trenera, który chce ze mną współpracować, albo nie, moich wyników. Wie pan, jak to jest w sporcie. Nie zawsze jest różowo.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Pomeczowe wypowiedzi po meczu Włókniarz - Sparta

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nowysacz.naszemiasto.pl Nasze Miasto