Najpierw Eugeniusz Rosiek, prezes LKS Librantovia nie godził się na wypowiedzenie słowa przepraszam, potem wójt Bernard Stawiarski zastanawiał się, czy może podać mu rękę. Ostatecznie panowie uścisnęli sobie dłonie i zawarli ugodę.
Od boiska do układów
Wójt żądał od prezesa A-klasowego klubu przeprosin za słowa, które ten wypowiedział w grudniu 2014 r. podczas posiedzenia Komisji Rewizyjnej Rady Gminy. Mówił wtedy o rzekomych klikach, układach i korupcji. Sugerował, że poprzedni przewodniczący komisji Zbigniew Mordarski nie reagował na jego pisma dotyczące konfliktu w Librantovii, ponieważ w podległej gminie kopalni surowców skalnych w Klęczanach prezesem był syn przewodniczącego Rafał Mordarski.
Emocje Rośka były duże, bo w kwietniu 2014 r. gmina rozwiązała z klubem umowę użyczenia boiska i odebrała Librantovii ten obiekt. Samorządowcy argumentowali, że w klubie grają głównie sądeczanie, a nie zawodnicy z gminy. Prezes wyczyścił wtedy ze sprzętu klubowe budynki, a na swoje prywatne podwórko przyciągnął nawet bramki. Eugeniusz Rosiek utrzymuje, że po miesiącach przepychanek porozumiał się z gminą, która obiecała przywrócenie Librantovii boiska, jeśli wycofa skargę na wójta, skierowaną do przewodniczącego rady gminy.
- Skargę wycofałem, boisko faktycznie do nas wróciło, a teraz wylądowałem w sądzie za zniesławienie wójta - ubolewał Rosiek.
Musi liczyć się z krytyką
Sędzia Sądu Okręgowego w Nowym Sączu Paweł Poręba sugerował wczoraj, że wójt, jako osoba publiczna musi się liczyć z krytyką.
- Powinien mieć grubszą skórę od przeciętnego obywatela - mówił sędzia Poręba. - Jednocześnie krytykujący musi poczuwać się do odpowiedzialności za swoje czyny. Nie wolno bowiem nikogo pomawiać.
Sędzia dążył do tego, by strony zawarły ugodę, która zakończy spór. Nie było to jednak łatwe. Wójt początkowo domagał się przeprosin za pomówienia, które miałyby być opublikowane w "Gazecie Krakowskiej" i jednym z portali. Odstąpił jednak od tego żądania i sugerował umieszczenie przeprosin na tablicy ogłoszeń w Urzędzie Gminy. Na to z kolei nie godził się Rosiek.
- Poszedłem na daleko idące ustępstwa - wyjaśniał Rosiek. - Od 17 lat pracuję społecznie na rzecz młodzieży i gdy nagle zabrano jej boisko, miałem prawo reagować. Nadal uważam, że poprzednia komisja rewizyjna mogła działać nieobiektywnie, gdyż syn jej przewodniczącego był prezesem gminnej spółki.
Bernard Stawiarski podkreśla, że komisja rewizyjna i tak nie miała prawa nadzorować działań kopalni w Klęczanach, która jest spółką prawa handlowego. Chciał przeprosin, bo uznał, że granica dopuszczalnej krytyki została przez Rośka przekroczona.
- Sugerując korupcję zrobił ze mnie złodzieja - stwierdził Stawiarski. - Jeśli się nie opamięta, to kiedyś zarzuci mi jeszcze gorsze rzeczy, np. popełnienie morderstwa. Muszę jakoś temu szaleństwu zapobiegać.
Po godzinnych negocjacjach i przerwie na ustalenie stanowisk obie strony zgodziły się, by słowo "przepraszam" zastąpiono mniej stanowczym "ubolewanie". Zgodnie z zawartą w sądzie ugodą, Eugeniusz Rosiek wyraził więc ubolewanie z powodu wyrażonej publicznie opinii na posiedzeniu komisji rewizyjnej. Jego pełnomocnik mecenas Marek Eilmes przekonał, że nie ma już potrzeby wywieszania treści ugody na tablicy ogłoszeń. Naciskał też, aby strony podały sobie ręce na znak zgody, na co długo nie chciał zgodzić się dotknięty do żywego Bernard Stawiarski. Ostatecznie zdobył się na gest pojednania, choć ma poczucie, że został niesłusznie pomówiony. Zgodził się, gdy zrozumiał sugestię sądu, że obaj panowie - wójt i energiczny działacz społeczny będą niejako skazani na współpracę z sobą i byłoby dobrze, gdyby układała się pomyślnie.
- Liczę, że pan Rosiek doceni ten gest - dodał Stawiarski.
Pomeczowe wypowiedzi po meczu Włókniarz - Sparta
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?