Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Czesław Szyszka z Rytra po raz kolejny ukarany za odchody swoich krów. Planuje blokadę drogi krajowej w geście protestu

Klaudia Kulak
Klaudia Kulak
Czesław Szyszka nie składa broni. Zapowiada, że będzie walczył o swoje prawa do skutku
Czesław Szyszka nie składa broni. Zapowiada, że będzie walczył o swoje prawa do skutku Klaudia Kulak
Czy Polska wieś jeszcze istnieje? Czesław Szyszka z Rytra uważa, że nie, a już na pewno nie ma jej w Rytrze, gdzie prowadzi swoje gospodarstwo. - Krówki przeszkadzają, obornik przeszkadza, zapach przeszkadza. Od czego jest wieś? - pyta rozżalony.

FLESZ - Polacy się starzeją a miasta wyludniają. Jest raport GUS

od 16 lat

Ma dziewięć krów i stado około czterdziestu owiec. Czesław Szyszka, rodowity mieszkaniec Rytra, z wykształcenia jest Inżynierem Ochrony Środowiska. Mimo posiadania wielokierunkowego wykształcenie wyższego zdecydował poświęcić się swojemu gospodarstwu, które prowadzi od lat, a zwierzętami opiekuje się samodzielnie.

Jak przyznaje, do niedawna nie było żadnych problemów - w Rytrze było dużo gospodarstw, w których hodowano zwierzęta. Z czasem jednak coraz więcej gospodarzy zaczęło rezygnować z hodowli, pola i łąki przekształcono na działki budowlane i powstały osiedla mieszkaniowe, gdzie jedyne zwierzęta to psy i koty.

Na czym właściwie polega problem? Historia mieszkańca Rytra jest dość skomplikowana. Czesław Szyszka każdego dnia wyprowadza na pastwisko swoje krowy. Aby się tam dostać najpierw jednak musi przeprowadzić je przez jezdnie lub poboczem.

W tym czasie zwierzęta pozostawiają po sobie ślady w postaci odchodów, które przeszkadzają mieszkańcom pobliskich domów. Sprawa jest o tyle trudna, że jak informuje Szyszka, nie ma innej drogi, którą mógłby doprowadzić bydło na pastwisko. Jest ono oddalone od jego gospodarstwa o około kilometr. Ma do wyboru albo asfaltową drogę, albo pobocze.

- Byłoby wszystko w porządku, gdyby w tym miejscu pojawił się zakaz zatrzymywania samochodów na poboczu. Wtedy mógłbym korzystać z pobocza od strony rzeki. Rzadko się jednak zdarza, żeby nie stały tam auta - mówi w rozmowie z nami Szyszka.

Jak dodaje, krowy muszą wychodzić na asfalt, co stwarza również dodatkowe ryzyko dla przejeżdżających w tym miejscu samochodów.

- Krowy oganiają się przed muchami i wykonują gwałtowne ruchy. To może spowodować, że któraś z nich wybije szybę, albo uszkodzi samochód. Szyba często jest droższa od samej krowy - mówi właściciel.

Policja chce, żeby sprzątał po krowach. Ten podkreśla jednak, że zanim dojdzie na pastwisko i zabezpieczę krowy, to mija około trzy godziny. W tym czasie łajno rozjeżdżają samochody, albo jest już za późno, bo mieszkańcy informują służby.

- Kiedy słyszę, że wystarczy żebym to posprzątał, zastanawiam się jak miałbym to zrobić. Musiałbym chyba nosić na plecach Karcher. Przecież to jest wieś, w dodatku wieś rolnicza. Tymczasem obornik przeszkadza, kury przeszkadzają - w zasadzie przeszkadza wszystko. Chodzi chyba o to, żeby zupełnie zlikwidować wieś, bo nic się na niej zrobić nie da - mówi Szyszka.

Za wykroczenie zanieczyszczania drogi publicznej otrzymał już kilka mandatów. Pierwszy wynosił 50 złotych, drugi 100, a przyjęcia trzeciego właściciel krów odmówił. Mandaty wystawione zostały na podstawie Art. 91. KW, który mówi o zanieczyszczaniu drogi publicznej lub spowodowaniu na niej utrudnienia w ruchu.

- Kto zanieczyszcza drogę publiczną lub na tej drodze pozostawia pojazd lub inny przedmiot albo zwierzę w okolicznościach, w których może to spowodować niebezpieczeństwo lub stanowić utrudnienie w ruchu drogowym, podlega karze grzywny do 1 500 złotych albo karze nagany - mówi ustawa.

Po tym, jak właściciel odmówił przyjęcia kolejnego już mandatu, sprawa została skierowana do sądu. Szyszka zapłacił mandat i sprawa ucichła, ale w maju znów zaczęły się problemy.

- Wtedy znów dostałem mandat i znów się od niego odwołałem. Teraz czekam na sprawę w sądzie. Będę się jednak odwoływał do skutku - zapowiada Szyszka.

Kilkukrotnie organizował też protesty, aby zwrócić uwagę na swój problem. „Obanerował” krowy i zablokował ulice, po której codziennie z nimi przechodzi. Akcje poza rozgłosem w mediach nie przyniosły rezultatów, dlatego Szyszka planuje blokadę drogi krajowej.

- Władze uważają, że Rytro ma być czyste. Nikogo nie obchodzi zanieczyszczona rzeka Roztoczanka, gdzie praktycznie nie ma już ryb, ale odchody krówek im przeszkadzają. Wójt powiedział mi, że nie będzie budował dla moich krówek ścieżki rowerowej - mówi Szyszka

.

Jak się okazuje rozwiązanie problemu wcale nie jest takie proste. Jak podkreślają urzędnicy gminy, sprawa jest im bardzo dobrze znana, bo ciągnie się już od kilku lat i trudno znaleźć z niej wyjście. W ich opinii nawet postawienie znaku nie pomoże poprawić sytuacji.

Tego zdania jest wójt gminy Rytro Jan Kotarba. Jak podkreśla w rozmowie z „Gazetą Krakowską” nie widzi innego rozwiązania jak tylko, aby właściciel sprzątał po swoich zwierzętach.

- Ustawa zobowiązuje do tego, że jeżeli korzysta się z drogi publicznej, po przegonie zwierząt nie może pozostawać zanieczyszczenie. Ta sama zasada obowiązuje wszędzie - tak samo w Rytrze, jak w Zakopanem, czy Krakowie. Zwierzęta nikomu nie przeszkadzają, tylko zanieczyszczanie drogi - podkreśla Kotarba.

Nie dopuszcza też możliwości postawienia znaku zakazu postoju na poboczu, bo to nie jest jego zdaniem sposób na rozwiązanie sytuacji. Pobocze też trzeba będzie sprzątać, bo nie jest od tego ,aby zalegały tam zwierzęce odchody.

- Mogę powiedzieć oficjalnie, że żadne znak tam się nie pojawi. Jeżeli właściciel chodzi tam z krowami, musi po nich posprzątać i nie ma innego wyjścia z tej sytuacji. Nie będziemy tez dla jednej osoby wyłączać ruchu na kilometrowym odcinku drogi. W innych miejscowościach też ludzie mają zwierzęta, ale takiego problemu nie ma, bo po sobie sprzątają - dodaje wójt.

Podobnie widzą sytuację pracownicy gminy, z którymi udało nam się porozmawiać na ten temat, ale nie zgodzili się na podanie swoich danych osobowych. Zdaniem jednej z pracownic sytuację pogarsza fakt, że krowy wyprowadzane są również w niedziele, a tą drogą przechodzą ludzie do kościoła.

- On ma prawo mieć krowy, ale mieszkańcy mają prawo żyć w godnych warunkach. Ta ulica jest już przez mieszkańców nazywana „ulicą gównianą”. Te zanieczyszczenia pozostawiane są przed domami, ale trudno wymagać, żeby sprzątali to mieszkańcy, którzy nie mają z tym nic wspólnego. Zwracają się więc do nas, jako gminy i my mamy obowiązek upominać właściciela, który odpowiada za swoje zwierzęta - mówi.

Jak tłumaczy w rozmowie z nami pracownik Referatu Gospodarki Komunalnej przy Urzędzie Gminy w Rytrze umieszczenie znaku zakazu parkowania jest niemożliwe również ze względu na fakt, że mieszkańcy nie mają innego miejsca do parkowania.

- Zdaję sobie sprawę, że mieszkamy na wsi i oczywiście krowy muszą być wyprowadzane na pastwisko. Nie można jednak lekceważyć ludzi, którzy przy tej drodze mieszkają. Oni też mają swoje prawa i muszą mieć miejsce do parkowania - zaznacza.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Czesław Szyszka z Rytra po raz kolejny ukarany za odchody swoich krów. Planuje blokadę drogi krajowej w geście protestu - Gazeta Krakowska

Wróć na nowysacz.naszemiasto.pl Nasze Miasto