Na miejsce przyjechali strażacy. Szybko dotarła też karetka oraz policyjne radiowozy. Wśród funkcjonariuszy było kilku zawodowych negocjatorów. Mieli jednak utrudnione zadanie, ponieważ desperat nie chciał z nimi rozmawiać.
- Nie wpuścił ich na dach - opowiadają sąsiedzi 56-latka. - Zażądał też, żeby samochody wszystkich służb wezwanych na miejsce odjechały z posesji. Zagroził, że jeśli tego nie zrobią, to skoczy.
W obawie o życie desperata zrobiono, co kazał. Mimo to negocjatorzy nie odpuścili i przez ponad dwie godziny rozmawiali z mężczyzną. - Negocjacje spowodowały, że mężczyzna dobrowolnie zszedł z dachu - mówi sierż. sztab. Iwona Grzebyk-Dulak, rzeczniczka sądeckiej policji. Nie ujawnia, co się później stało z 56-latkiem. Wiadomo jedynie, że pojechał w jednym z radiowozów do Nowego Sącza. Tam prawdopodobnie mieli go zbadać lekarze.
Sąsiedzi mężczyzny są zszokowani jego zachowaniem. Potwierdzają, że na przestrzeni kilku lat policja interweniowała u sąsiada. Nie wiedzą jednak, z jakiego powodu. Nie słyszeli, żeby wcześniej miał skłonności samobójcze.
- Krzyczał coś na tym dachu, ale nie słyszeliśmy jego słów - opowiadali sąsiedzi 56-latka. - Policjanci nie dopuszczali nikogo pod dom. Mogli tam zostać tylko negocjatorzy.
Nie wiadomo, co pchnęło mężczyznę do próby samobójczej. Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, ma troje dorosłych dzieci. Z problemami finansowymi raczej się nie borykał, gdyż niedawno sprzedał część gospodarstwa, a także dom, stojący nieopodal tego, z którego dachu chciał w niedzielę skoczyć. Ten zapisany jest na syna mężczyzny.
Policyjne drony na Podkarpaciu w akcji
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?