Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Izabela Skrzypiec-Dagnan: Czekam, aż przywędruje do mnie nowa historia. Muszę poczuć „to coś”

Krystyna Trzupek
Krystyna Trzupek
Izabela Skrzypiec-Dagnan, sądecka pisarka, historyk sztuki, pracownik Muzeum Okręgowego w Nowym Sączu.
Izabela Skrzypiec-Dagnan, sądecka pisarka, historyk sztuki, pracownik Muzeum Okręgowego w Nowym Sączu. fot. Joanna Długosz
- Przekazuję bohaterkom moją emocjonalność, mój temperament, moje spojrzenie na świat – mówi Izabela Skrzypiec-Dagnan, sądecka pisarka, historyk sztuki, pracownik Muzeum Okręgowego w Nowym Sączu.

Czyta pani haiku?
Tak, bardzo lubię tę formę poetycką. Haiku jest oszczędne i lapidarne, jak szybki szkic akwarelą. Ale trafiające w punkt. To poezja chwili. Uwiecznia ulotny moment i pobudza wyobraźnię. Zaledwie kilka słów zostaje dobranych w tak precyzyjny sposób, że te trzy linijki opowiadają historię, którą można by rozpisać na całe strony.

Pytam, bo w pani książkach jest sporo takich ponadczasowych sentencji
Staram się obserwować świat i swoje spostrzeżenia przekazywać za pomocą słów. Podoba mi się to, że nic w życiu nie jest czarno-białe, a ile osób tyle interpretacji jednego zjawiska. Cieszę się, że czytelnicy dostrzegają w moich powieściach coś więcej, docierają głębiej, odnajdują w tych książkach treści, które odzwierciedlają ich własne obserwacje i odczucia.

Ma pani jakąś swoją ulubioną dewizę?
Nie czekaj na cud. Cuduj sam.

Co jest cudem w pani życiu?
Moje dzieci. I małe drobiazgi codzienności, które przydarzają się niespodziewanie, a potrafią zachwycić.

W książce ,,Kwietniowe deszcze, słońce sierpniowe” pisze pani: ,,Spróbuj być szczęśliwa w tym szalonym świecie.” Pani jest szczęśliwa?
Staram się być szczęśliwa.

To co jest dla pani definicją szczęścia?
Nie potrzebuję wiele. Wystarczy spokojna, dobra, pomyślna codzienność. Wszystko przemija: sukcesy i porażki, chwile radosne i trudne. Dla mnie szczęście to balans, bycie pośrodku tej sinusoidy, poczucie komfortu w danej chwili. Kiedy jestem w domu, moja rodzina jest zdrowa i dzieci mają uśmiechy na twarzach to czuję szczęście.

W życiu, jak w książce, jest i deszcz i słońce. Kiedy ostatnio ,,padało” w pani życiu?
Jak u większości z nas, cały czas ta życiowa pogoda jest w kratkę. Nie przeszkadza mi to. Ja lubię, kiedy pada.

Zaczęła pani pisać, bo…
Czułam, że chcę to robić. Od zawsze bardzo dużo czytałam, ujmowały mnie słowa i historie, to, w jaki sposób opowieści potrafią zachwycić i przywiązać do siebie czytelnika, wodzić go za nos. Wiedziałam, że będę pisarką, zresztą czułam się nią zanim zaczęłam publikować. To nie było marzenie, to był cel. Czuję się pewnie, realizując go. Wiem, że jestem w odpowiednim miejscu i robię codziennie to, co sprawia mi radość i ma w mojej opinii sens.

Bohaterki pani książek dorastają wraz z panią?
Tak, starzejemy się wspólnie, dojrzewamy do kolejnych życiowych ról. Czuję upływ czasu, czuję przemijanie. One też. Założyłam sobie, że w każdej mojej powieści główna bohaterka będzie miała tyle lat, ile ja miałam, kiedy daną książkę pisałam. To w dobry sposób porządkuje moją twórczość i dla mnie samej jest rejestratorem zmian. Tych wewnątrz i tych na zewnątrz.

Łatwiej się kreuje postać, kiedy można się z nią utożsamić? Mam wrażenie, że wszystkie bohaterki odziedziczyły po pani wrażliwość i liryczność
W pewnym stopniu moje bohaterki z całą pewnością są moim alter ego, nieświadomie wsączam w nie siebie. Ja tego aż tak bardzo nie dostrzegam, ale moi bliscy owszem. Zatem przekazuję bohaterkom moją emocjonalność, mój temperament, moje spojrzenie na świat. Oczywiście staram się je różnicować, każda jest trochę inna. Postacie kreuję przede wszystkim poprzez ich życiowe doświadczenia i przeżycia. Próbuję wejść w ich skórę, zastanawiam się, jak ja bym zareagowała w danej sytuacji, zależy mi na tym, żeby były wiarygodne i dobrze zarysowane psychologicznie.

Mąż też znajduje odbicie w męskich bohaterach?
W żadnym razie. Zresztą na tym punkcie jestem wyczulona: nie nadaję bohaterom cech znanych mi osób, nie inspiruję się ludźmi, którzy mnie otaczają, nie opisuję ich historii. Bardzo jasno oddzielam swoje życie od pisanych fabuł. Nie chciałabym, żeby ktoś miał podstawy sądzić, że wykorzystałam jego przeżycia aby urozmaicić książkę.

Mąż czyta pani książki?
Tak, i bardzo to cenię. Wypracowałam sobie taki rytm pracy, że po skończeniu pisania powieści odkładam ją na dłuższy czas, żeby odetchnąć i nabrać dystansu do własnej twórczości. Po miesiącu wracam do poprawiania tekstu z otwartą głową. Ten czas to moment, kiedy mój mąż czyta pierwszą wersję. Na wiele spraw ma zupełnie inne spojrzenie, dzięki temu zmienia się i moja optyka postrzegania danych wątków. Poza tym posiada wiedzę i doświadczenie w zupełnie innych obszarach tematycznych niż ja, więc wyłapuje nieścisłości i doradza zmiany. To cenne.

Nie przepada pani za happy and’ami w książkach. To dość ryzykowny zabieg
Nieszczęśliwe zakończenie książki czy filmu potrafi zupełnie zaskoczyć. Wolę, kiedy finał jest bardziej gorzki, niż słodki. W mojej opinii to bliższe życiu. Ale wiem, że czytelnicy preferują szczęśliwe, pomyślne zakończenia. Zazwyczaj kiedy zaczynam pisać nową powieść, wiem, jak się ona zakończy. Potem, w trakcie pisania pojawiają się alternatywne pomysły na finał, więc ostatecznie stoję przed sporym wyzwaniem, a każda opcja kusi. Staram się zachowywać równowagę: jeśli bohaterowie mieli trudną drogę do przejścia, kończę łagodnie i szczęśliwie. Jako czytelniczka, nigdy nie przewiduję zakończenia czytanej powieści, daję się poprowadzić bohaterom i samemu autorowi. Ale niepomyślny lub otwarty finał zawsze jest dla mnie na plus.

Pracuje pani w muzeum i wychowuje trójkę dzieci. Znajduje pani czas na pisanie?
Jestem w bardzo intensywnym momencie życia, rzeczywiście, brakuje mi czasu na wiele rzeczy. Ale akceptuję to. I odpuszczam, nie można mieć wszystkiego. Trzeba wybierać i ustalać priorytety. Pisanie stawiam wysoko w życiowej hierarchii. Nie zrezygnuję z niego na rzecz innych przyjemności. Traktuję je jako pracę, drugi etat.

Lubi pani ryzyko?
Nie lubię, nie cieszę się nim. Ale podejmuję, jeśli trzeba.

A gdyby tak zrezygnować z pracy na etacie i poświęcić się wyłącznie pisaniu?
To idealny plan na przyszłość, chciałabym móc się poświęcić jedynie pisaniu, mieć na nie więcej czasu. Ogranicza mnie proza życia: trudno się z pisania utrzymać. Ale nie wykluczam, że kiedyś zajmę się wyłącznie literaturą, jestem dopiero na początku tej drogi.

Na początku drogi była także poezja. Wygrała pani konkurs poetycki im. Zosi Smreczyńskiej organizowany przez Miejską Bibliotekę Publiczną w Limanowej. Nie planuje pani tomiku wierszy?
Dawniej pisałam poezję, ale teraz, głównie z powodu deficytu czasu, skupiam się jedynie na prozie. Trzeba było dokonać takiego wyboru, nie da się czerpać z dwóch studni jednocześnie, a poezja również jest bardzo angażująca. Ale dla mnie to otwarty temat na przyszłość. Pisuję od jakiegoś czasu wspomniane wcześniej haiku. Zarysowuje mi się pomysł na tomik literacko-wizaualny, piękny kolaż złożony ze słowa i obrazu. Wiersze zilustrowane nastrojowymi zdjęciami, rysunkami.

Myśli już pani nad nową książką?
W głowie formułuje mi się kilka pomysłów, ale ciągle czekam, aż przywędruje do mnie nowa historia. Muszę poczuć „to coś”, co zapala wszystkie wewnętrzne lampki. Piszę wtedy w każdej wolnej chwili, myślami nieustannie jestem ze swoimi bohaterami. Teraz mam dłuższy czas łapania oddechu po napisaniu poprzedniej powieści, w którą włożyłam bardzo dużo własnych emocji. Zrzucam ją z siebie, odseparowuję się. Ale oczywiście piszę cały czas – krótkie szkice, historie, które być może kiedyś przemienią się w dłuższą formę.

Jakie to uczucie zobaczyć swoją książkę na półce w księgarni?
Jedyne w swoim rodzaju, absolutnie wyjątkowe. Te chwile nasączają mnie endorfinami na długi czas. Książka na półce w księgarni jest już produktem – ma spełniać określone cele. Ale dla mnie to zawsze bardzo osobiste przeżycie: chcę, czy nie w pewnym stopniu to zapis mojego wewnętrznego świata. Kiedy powieść pojawia się w księgarni to też moment pożegnania. Teraz, kiedy trafia do czytelnika, przestaje być moją własnością, należy do niego – nie mam wpływu na to, czy mu się spodoba czy nie, w jaki sposób ją zinterpretuje, jak przeżyje jej treść.

Poza pisaniem tworzy pani ikony.
Trafiłam kilka lat temu przypadkiem na kurs ikonopisarstwa i wsiąknęłam. Tworzenie ikony to misterium. Uczy pokory i cierpliwości, jedną ikonę maluje się czasem kilka miesięcy. Nałożenie wszystkich warstw podobrazia na deskę, przygotowanie rysunku, nakładanie farb w określonej kolejności, przyklejanie płatków złota – to trwa i napełnia niesamowitą satysfakcją. Przed przystąpieniem do pracy wymawia się specjalną formułę-modlitwę, z prośbą o prowadzenie ręki. Zresztą, samo malowanie ikony jest modlitwą.

A skąd pomysł na biżuterię handmade?
To był krótki epizod rękodzielniczy. Podoba mi się ręcznie wytwarzana biżuteria, projektowałam ją, a później realizowałam te projekty z koralików, srebra, miedzi i innych tworzyw. Wykonałam kilka sztuk biżuterii ślubnej dla dziewczyn, którym zamarzyła się stylizacja boho. Ale potem zostałam mamą i nagle wszystkie koraliki, przypinki i zawieszki stały się potencjalnie niebezpieczne. Może kiedyś do tego wrócę, na razie spakowane i głęboko schowane akcesoria czekają na swój czas.

Gdyby miała pani się opisać w kilku zdaniach. Jaka pani jest?
Spokojna. Chaotyczna. Czasem twardo stąpająca po ziemi. Częściej z głową w chmurach. Cicha. Otwarta. Stanowcza. Z pasją.

Niczym ,,Rozważna i romantyczna” w jednej osobie, z powieści Jane Austen
To bardzo piękne porównanie, dziękuję.

od 7 lat
Wideo

Uwaga na Instagram - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Izabela Skrzypiec-Dagnan: Czekam, aż przywędruje do mnie nowa historia. Muszę poczuć „to coś” - Gazeta Krakowska

Wróć na nowysacz.naszemiasto.pl Nasze Miasto