Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Jadę z wiarą, że wyprzedzimy zło

Stanisław Śmierciak
Aleksander Cycoń podczas akcji w dolinie Popradu
Aleksander Cycoń podczas akcji w dolinie Popradu fot. Stanisław Śmierciak
Brygadier Aleksander Cycoń od kilkunastu lat dowodzi Jednostką Ratowniczo-Gaśniczą PSP w Krynicy-Zdroju. Do każdej akcji rusza z nadzieją, że zdąży wyprzedzić to najgorsze, co może zdarzyć się w miejscu, do którego spieszy z innymi strażakami. Zwykle ten wyścig udaje się wygrywać.

- O tym prawie nikt z nas nie mówi publicznie, ale dla zawodowego strażaka najgorsze jest czekanie na alarm podrywający do akcji - zwierza się Cycoń. - Nieważne, czy człowiek jest w służbie pierwszy dzień, czy ostatni przed emeryturą. Nie ma znaczenia, czy jest szeregowym strażakiem, czy wysokiej rangi dowódcą. Każdego dopadają myśli, czy zdoła pomóc ratowanym, czy nie spowoduje zagrożenia dla kolegów. Refleksja, czy sam nie dozna obrażeń, czy wyjdzie żywy z akcji, pojawia się sporadycznie.

W ostatni wtorek, dzień po odebraniu tytułu Człowieka Roku 2010 (przyznanego przez Czytelników "Gazety Krakowskiej") chciał poczęstować kolegów kawą, podziękować za to, co wspólnie robią. Zamiast tego wszyscy wsiadali do aut i z wyciem syren mknęli w kierunku Muszyny.

Sygnał, który poderwał do akcji, był krótki i przerażający. Rozmówca alarmował przez telefon, że uderzenie skody rozerwało na pół volkswagena golfa. - Może ktoś przeżył! To jest niedaleko miejsca, gdzie w wypadku zginął burmistrz Muszyny - dobiegał głos z słuchawki.

Ta akcja była jedną z wielu w długiej służbie Cyconia. - W pamięć najmocniej wpisują się te najbardziej tragiczne i te niespodziewanie radosne - opowiada.

Z uśmiechem wspomina m.in. zatrzymanie ognia wdzierającego się w górski las koło Żegiestowa. Niemniejszą radość czuł, gdy zobaczył, że w ciężarówce rozciętej przez międzynarodowy pociąg w Muszynie, nie ma kierowcy, a w wykolejonym składzie pasażerskim nikt nie zginął. Pamięta też, niestety, bezgraniczny smutek, który go ogarnął po ugaszeniu domu nad Popradem w Muszynie, gdy w zgliszczach ujrzał zwęglone ciało chłopca szykującego się do matury.

Adrenalinę i ciśnienie podnoszą mu akcje w dzielnicy Folwark w Muszynie. Kilka razy w roku strażacy muszą tutaj zmagać się z wezbraną wodą przypływającą Popradem ze Słowacji. Nawet, gdy nie ochronią domów przed zalaniem, to cieszy, że skutecznie ratują mieszkańców, że wszyscy żyją.

Cycoń nigdy nie zapomni huku, który towarzyszył pęknięciu gigantycznego zatoru lodowego na Popradzie. Wał lodu sunącego z południowej strony Tatr miał kilkanaście metrów wysokości. Zbliżał się do torów kolejowych biegnących wysokim nasypem. Piętrzył wodę, która zatapiała kolejne wioski po słowackiej stronie.

Akcje ze słowackimi pożarnikami nie są rzadkością dla jego jednostki. Wspólnie organizują manewry symulujące transgraniczne akcje. Tak przećwiczyli np. niwelowanie skutków wycieku ropy do Popradu na Słowacji. Trzy miesiące później taka sytuacja stała się faktem. Wcześniejsza próba pozwoliła działać skutecznie.

Prawdziwym internacjonałem Cycoń stał się jednak dopiero pod koniec zeszłego roku. Jako zastępca dowódcy kierował polską grupą niosącym pomoc powodzianom w Czarnogórze. W strażackiej służbie bywają też zdarzenia śmieszne.

Cyconia taka sytuacja dopadła przy zabezpieczaniu jednej z imprez artystycznych. Młody oficer nie mógł znieść, jak jedna z osób stała się jego cieniem i wodziła za nim "maślanym wzrokiem". Po dwóch dniach nie zdzierżył. Na reprezentacyjny posterunek wysłał najstarszego strażaka w Krynicy.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wielki Piątek u Ewangelików. Opowiada bp Marcin Hintz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nowysacz.naszemiasto.pl Nasze Miasto