Po występie w głośnym filmie nie uderzyła jej woda sodowa do głowy. Nie zapomina swej małej wioski, koleżanek, przyjaciół. Jest taka, jaką pamiętają ją sąsiedzi, nauczyciele. Bezpośrednia, otwarta. Wpada do Muszynki kilka razy w roku, kiedy tylko pozwala na to coraz bardziej zakręcone życie.
W domu było ich pięcioro rodzeństwa: Justyna, świetnie zapowiadająca się aktorka z artystycznym nazwiskiem Schneider, Ania grająca na klarnecie w Szwajcarii, Marek pracujący w Londynie i Piotr gospodarujący na ojcowiźnie z mamą Krystyną. Rodzina z tradycjami muzycznymi. Dziadek robił skrzypce. Zawsze w domu było sporo instrumentów, muzyki i śpiewu.
- W przedszkolu pani pokazała nam bajkę o Robinsonie Cruzoe - mówi Joanna. - Zapamiętałam, że z jednego ziarna może wykiełkować łan zboża. To się stało moim mottem życiowym. Muszynka jest maleńka, ale świat przede mną. Można pomnażać w nim swoje życie.
Maria Florek była wychowawczynią Joasi od piątej do ósmej klasy w szkole w Tyliczu. - Zaśpiewała sponsorom naszego boiska szkolnego kilka piosenek - wspomina nauczycielka byłą uczennicę. - Dostała zaproszenie do "Szansy na sukces" i ją wygrała. Występ w tym programie można zobaczyć w internecie. Śpiewa pewnie, mocno, profesjonalnie. - W programie szkolnym śpiewała też jej o pięć lat młodsza siostra Justyna. Buty nam spadły z wrażenia - dodaje Maria Florek.
Później były szkoły muzyczne w Krynicy-Zdroju i Krakowie. - Miałam osiemnaście lat, jak wylądowałam w Krakowie - opowiada Joasia. Za drugim razem dostała się do szkoły aktorskiej na wydział wokalno-estradowy. W 2007 r. wygrała casting do spektaklu "Sen nocy letniej" w Starym Teatrze w Krakowie. Wkrótce zadebiutowała też w filmie "Środa, czwartek rano". - Miałam wtedy lekki psychiczny dołek, zrezygnowałam ze Starego Teatru. Myślałam, że się nie nadaję na aktorkę - wyznaje. - Po roku ogarnęłam się. Dostałam rolę w spektaklu telewizyjnym "Dr Halina".
Zagrała tytułową bohaterkę i to wieku od 19 do 30 roku życia. Skomplikowana psychologicznie rola była dużym wyzwaniem. Do dziś Joanna uważa ją za bardzo ważną w karierze. - Przywróciła mi wiarę w aktorstwo - zauważa. Niedługo potem reżyserka Małgorzata Szumowska zaproponowała jej rolę w "Sponsoringu". - Wpadłam jej w oko w filmie "Środa, czwartek rano" - rozkręca się Joanna. - Kiedy dowiedziała się, że mogę zagrać z Juliette Binoche, mało nie spadłam z krzesła.
Gwiazdę francuskiego kina po raz pierwszy spotkała w hotelu w Paryżu. Francuzka śmiała się, kiedy usłyszała, że jej filmowa partnerka chciał bardziej śpiewać na estradzie niż grać w filmie. Rozmawiały po angielsku. Później na planie Joanna musiała mówić już po francusku. Miała pół roku na porządną naukę języka, udało się. - Część roli uczyłam się na małpkę - dodaje z uśmiechem. - W Muszynce niektórzy mówili ponoć, że zagrałam w soft porno. Ci, co poszli na film, prostowali. Jakie tam porno. Normalny, ludzki obraz.
Do domu w Muszynce przyjechała ostatnio w grudniu ubiegłego roku przed Wigilią. W progu jak zwykle stanęła mama. Nie mogła jednak zostać na święta. - Kocha mnie taką, jaka jestem, niezależnie od tego, czy odnoszę sukcesy, czy nie - dopowiada aktorka.
Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?