Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Leszek Bolanowski: W latach 80. kabarety miały misyjną działalność terapeutyczną

Janusz Bobrek
Janusz Bobrek
Janusz Bobrek
Nowosądecki kabaret Ergo ma już 35 lat. Jego założycielem jest Leszek Bolanowski, tekściarz i muzyk, nauczyciel języka polskiego w II Liceum Ogólnokształcącym w Nowym Sączu.

Co sprawił, że 35 lat temu założył pan kabaret?
W kabarety bawiłem się już od czasów ogólniaka. Potem na studiach w Krakowie w ramach Ligi Akademików, a wcześniej mój ojciec też pisał i występował, więc siłą pewnej tradycji tak się złożyło.

Ale nie wystarczy jedna osoba, żeby założyć kabaret. Jest 1983 rok w Nowym Sączu…
W 1983 byłem tutaj raptem 3,5 roku. Ludzi specjalnie nie znałem, z wyjątkiem własnej żony, która wcześniej występowała na scenie m.in. na festiwalu piosenki studenckiej. Musiałem tę ekipę dobrać, a to łatwe nie było, ale z trudem udało się skompletować to towarzystwo. Trwało to parę miesięcy.

Poszukiwani byli zapewne muzycy, bo tekściarz już był?
Tak, przede wszystkim pianista, bo od niego wszystko się zaczyna, a cała reszta może być już dokręcona. Nie da się grać na samych skrzypcach czy flecie. W dalszej perspektywie pojawiały się inne instrumenty jak np. gitara basowa w naszym pierwszym składzie. Muzycznie było to dość oszczędne, ale takie były czasy. W miarę możliwości skład się dozbrajał w instrumenty. Od początku była gitara Pawła Ferenca.

Pierwszy występ sądecki...
To był listopad 1983 rok. Wystąpiliśmy zaraz po założeniu i złapaliśmy nawet dwie nagrody. Był taki festiwal Skat i nasze dwie piosenki „Dusza” oraz „Ławka i klon” zostały nagrodzone. To nas bardzo umotywowało, bo pierwszy występ i już drobny sukcesik.

Jak sądeczanie zareagowali na nowy kabaret?
Był dobry. Przez całe lata graliśmy przede wszystkim w klubie Lachy, to był nasz matecznik, za dyrektury Wojtka Dębickiego. To był mały klub, bo wchodziło tam około 80 osób, może 100 jak upchało się po parapetach. Przyjechali tam najlepsi artyści z całego kraju. Zawsze to były jakieś składanki, że występowaliśmy my i inne kabarety, taki artystyczny miszmasz.

Jakim kabaretem z założenia miało być Ergo?
Jestem wychowany na wielu kabaretach, ale zawsze najbliżej było mi do Kabaretu Starszych Panów, zarówno z muzycznej, jak i wysmakowanej tekstowej strony. W latach 70. funkcjonowały takie kabarety jak Tey. To była oczywiście inna formuła, ale były zabawne. Oczywiście z racji tego, że mieszkałem jakiś czas w Krakowie, to byłem wychowany na Piwnicy pod Baranami. Ta poetyka kabaretu bardzo mi się podobała.

W latach 80. kabaret był odskocznią od szarej rzeczywistości?
W tych czasach kabarety były znakomite w kraju, bo miały do odegrania ważna rolę wtedy o wiele bardziej niż dziś. Powiem nawet patetycznie, że miały taką misyjną działalność terapeutyczną, żeby ludzi odkorkować, odblokować z tych codziennych frustracji. Rzeczywistość była szara, ale w kabarecie można było wiele.

Wiele mimo panującej cenzury?
Na nocnych występach kabaretowych puszczało się pewne wodze fantazji i trochę poza cenzurą się grywało. W Sączu wiadomo było kto nas pionował i przychodził na koncerty, ale jakoś nam nikt z powodu programu krzywdy nie zrobił. Inaczej było, gdy się jechało w Polskę, a graliśmy dość dużo. Cenzura bywała dość radykalna.

Mieliście przygody z cenzorami?
Każda strona scenariusza występu musiała być opieczętowana i podpisana. W Sączu lokalna cenzora kazała mi zmienić melodię refrenu, która przechodziła w „Kalinkę”. Z tym pojechaliśmy później do Lidzbarka Warmińskiego na Biesiadę Humoru i Satyry. Tam każdy szef kabaretu miał spotkanie z olsztyńskim cenzorem. Facet był wyraźnie wczorajszy, chciał mieć to wszystko szybko za sobą. Znudzony wertował karki, zadawał pytania, aż w końcu doszedł do piosenki pod tytułem „Tenis”. Tenis to rakiety, a wtedy chodziło o wyścig zbrojny. W pewnym momencie zobaczył adnotacje zmienić muzykę. Kazał to wyjaśnić, a ja strasznie zełgałem, bo powiedziałem mu, że w pierwszej wersji refren piosenki przechodził w „Wołga Wołga”, a pani cenzor wskazał, że to grubymi nićmi szyte, więc zmieniliśmy na Kalinkę, czyli na melodię, która była od samego początku. A on się na to nabrał, mimo że nawet nie dałoby się tego tak zaśpiewać.

W międzyczasie udało się wam wygrać wiele nagród na licznych przeglądach kabaretowych. Ile ich było?
Do pewnego czasu liczyłem, ale po tym, jak rozpadł się klub Lach, te nasze trofea w gablotach przepadły. Na pewno największą dla nas nagrodą było drugie i dwa razy trzecie miejsce na Pace w Krakowie i zwycięstwo w Złotych Rogach Kozicy w Zakopanem, największym wtedy festiwalu w kraju. Oprócz tego było wiele innych pomniejszych.

A co jest największym sukcesem Kabaretu Ergo? Te właśnie nagrody, cztery płyty czy to, że przetrwał aż 35 lat?
Myślę, że to ostatnie i to, że mamy swoją publikę. Od pewnego czasu raczej już nie wyjeżdżamy na koncerty, bo każdy z nas ma swoje sprawy zawodowe. Może dlatego też istniejemy, bo inne kabarety, które z nami startowały, to w 90 procentach już nie istnieją. To bardzo uciążliwy tryb, życia kiedy występuje się od piątku i w niedzielną noc wraca do domu, a rano w poniedziałek idzie do pracy. Na dłuższą metę taka formuła działania nam nie odpowiadała. Nie dziwię się tym kabaretom, które się rozpadły, bo musiały prowadzić trochę niehigieniczny tryb życia, bo co robić w hotelach, kiedy się skończył występ?

Stałe występy w Nowym Sączu zapoczątkowały słynne już Sądeckie Benefisy. Na koniec chciałbym spytać, które z nich wspomina pan najbardziej?
To byli mniej lub bardziej powiązani goście z Nowym Sączem. Ostani nam nie wypalił na „70-kę” chciałem zaprosić Daniela Olbrychskiego. To miał być 26 benefis. Nie było odtwórcy roli Kmicica, ale był np. Jerzy Hoffamn, reżyser „Potopu”. To było świetne spotkanie, jeszcze w starym Sokole. Wtedy premiowaliśmy „Dumkę dla Jerzego”. Były benefisy dobre, ale też i słabsze na pewno. Przygód w tej materii było co nie miara, do których zapewne nie chcieliby się przyznawać zapraszani przez nas goście.

KONIECZNIE SPRAWDŹ:

FLESZ: Koniec z plastikiem - za 3 lata będzie nielegalny

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Leszek Bolanowski: W latach 80. kabarety miały misyjną działalność terapeutyczną - Gazeta Krakowska

Wróć na nowysacz.naszemiasto.pl Nasze Miasto