Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Modlitwa z pałką w rękawie i arsenał w kościelnej ławie

Stanisław Śmierciak
Ryszard Wójs
Ryszard Wójs Fot. Stanisław Śmierciak
Uczniowie zbrojni w pałki, noże i kastety, wychodzący z wielkopostnych rekolekcji w kościele, nie są częstym widokiem. Taką jednak informację uzyskał kilkanaście lat temu Ryszard Wójs, pełniący służbę na stanowisku oficera dyżurnego sądeckiej komendy. Sygnał potraktował z największą powagą.

- To był wiosenny dzień 1999 roku - wspomina. - Od razu wezwałem wszystkie radiowozy patrolujące miasto, aby natychmiast, jak do wypadku, pomknęły w rejon świątyni. Po chwili kilka załóg meldowało, że są na pozycji.

Kolejne meldunki policyjnych patroli były szokujące. Grupa chłopców w wieki dwunastu - piętnastu lat miała prawdziwy arsenał. Czterdziestocentymetrowy nóż, który odebrano uczestnikom rekolekcji, był tak ostry, że przecinał kartkę papieru w powietrzu. Prócz tego znalazły się kije bejsbolowe, pałki, nogi wyłamane ze szkolnych ławek, a nawet... złamane grabie. Funkcjonariusze ujęli wtedy czternastu młodzieńców. Wszystkich przywieziono do komendy. Kilku mundurowych wzywało rodziców.

Oficerowi dyżurnemu przypadło poinformowanie proboszcza i dyrektorów szkół. - Reakcje były różne - mówi Wójs. - Najracjonalniej zachował się proboszcz, mówiąc, że nie chce chować głowy w piasek. Rozmawiał z uczniami i rodzicami. Sprawie poświęcił następny dzień rekolekcji.

Z wyjaśnień zatrzymanych wyłaniał się przerażający obraz. Chłopcy twierdzili, że "broń" mieli dla samoobrony, bo wcześniej zostali okrutnie pobici ich koledzy wracający z rekolekcji. Niektórzy mówili o odwecie za pobicie kolegi i "odpowiedzi" na pobicie deską z gwoździami dziecka i starszej osoby, która je eskortowała.

W policyjnej radiostacji gotowało się od poleceń i meldunków, wymienianych między oficerem dyżurnym i radiowozami. Funkcjonariusze szybko docierali do wcześniej poszkodowanych uczniów. Mieli poważne obrażenia - od uderzeń twardymi i ostrymi przedmiotami. Mimo to nie przyznali się rodzicom do pobicia. Nie zawiadomili też policji. Niektórzy przyznawali, że zamierzali sami wymierzyć sprawiedliwość.

- Gdy wracałem ze służby, znajomi mówili, że są przerażeni ekscesami dzieci przy okazji rekolekcji. Większość nie była jednak zaskoczona tym, co się stało, bo pamiętali słynną "rekolekcyjną" wojnę dzielnic w rejonie mostu 700-lecia. Wtedy w ruch poszły najcięższe narzędzia, zaś policja musiała ściągać posiłki, aby rozdzielić i zatrzymać walczącą młodzież.

od 7 lat
Wideo

Uwaga na Instagram - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nowysacz.naszemiasto.pl Nasze Miasto