MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Na kłopoty - ochotnicy

rm
Rozwiązania systemowe zintegrowanego ratownictwa wprowadzone w Mszanie Dolnej zainteresowały komendanta głównego PSP gen. Zbigniewa Meresa. Fot. Roland MIELNICKI
Rozwiązania systemowe zintegrowanego ratownictwa wprowadzone w Mszanie Dolnej zainteresowały komendanta głównego PSP gen. Zbigniewa Meresa. Fot. Roland MIELNICKI
Jakieś zapadłe w pamięć akcje? - Naczelnik OSP w Mszanie Dolnej Kazimierz Antosz zastanawia się przez chwilę. - Było tego sporo. Różnie bywało, wywrócona cysterna, a kiedyś na przykład ratowaliśmy krowę, która wpadła do ...

Jakieś zapadłe w pamięć akcje? - Naczelnik OSP w Mszanie Dolnej Kazimierz Antosz zastanawia się przez chwilę. - Było tego sporo. Różnie bywało, wywrócona cysterna, a kiedyś na przykład ratowaliśmy krowę, która wpadła do studni. Nie co dzień wyjeżdża się do takich akcji.

Strażacy z Mszany Dolnej są do dyspozycji w każdej chwili. Jako jedna z nielicznych ochotniczych jednostek pozostaje w ciągłej gotowości.

Przy telefonie przez całą dobę dyżurują druhowie. Przed laty, w 93 roku, ówczesny naczelnik Józef Marszlik wdrożył ten system dyżurów. Alarmowy telefon to 33 10 008. Większość osób w Mszanie i okolicy zna ten ,cywilny" numer. Do niedawna, kiedy w mieście nie było karetek pogotowia, ochotnicy nieśli pomoc we wszystkich, od pożarów po wypadki drogowe i potrąceniach pieszych.

Jako pierwsi przystępowali do poszukiwania zaginionych dzieci. Przejęli na siebie sporo obowiązków, i tak zostało.

- Działamy jak każda inna ochotnicza jednostka - mówi naczelnik Antosz. - Po otrzymaniu wezwania włączamy syrenę, na jej odgłos przybiegają do strażnicy druhowie mieszkający w pobliżu.

Jest to pierwsza ratownicza ekipa ruszająca do akcji. Trochę inaczej jest z wypadkami. Wtedy zazwyczaj nie ma ogólnego wezwania, a samochód ratownictwa technicznego po drodze zabiera powiadomionych telefonicznie ratowników. Dzięki temu, że mieszkają w różnych częściach miasta, są na miejscu zawsze bardzo szybko.

Dzwonek telefonu. Dyżurujący tego dnia druh Andrzej Świerk przyjmuje zgłoszenie, w pobliskim przedszkolu woda zalewa kotłownię. Trzeba pojechać, zobaczyć, pomóc.

Strażacy z Mszany mają na terenie swojego działania wszystko, może z wyjątkiem wysokościowców. Są domy jednorodzinne, budynki wielorodzinne, gospodarstwa rolnicze, większe i mniejsze przedsiębiorstwa. Działają w mieście, ale zupełnie blisko, tuż za rogatkami zaczynają się już kręte górskie drogi.

- Teraz dyżuruje z nami karetka pogotowia ratunkowego z Limanowej - mówi naczelnik. - Jesteśmy przeszkoleni w niesieniu pomocy przedmedycznej, dotychczas to na nas spoczywał ciężar ratowania ofiar wypadków, ale jednocześnie wiadomo, medycy z karetki reanimacyjnej zrobią to zawsze lepiej. Nasi druhowie mają teraz mniejszy stres i mogą skupić się na zabezpieczaniu miejsca zdarzenia.

- Mieszkańcy zbierali kiedyś pieniądze na nową karetkę dla limanowskiego pogotowia - dodaje druh Świerk. - Teraz wreszcie doczekali się jej w Mszanie.

- Są naprawdę różne. Dawniej przeważały wyjazdy do pożarów, teraz wzrasta ilość wezwań do wypadków drogowych. Wiele zdarzeń jest tragicznych w skutkach. Ale i bywają takie akcje, które kończą się dobrze. Wtedy jest satysfakcja. Tak było w wypadku zaginionej czteroletniej dziewczynki.

Dziecko postanowiło wrócić do babci w Zakopanem. Trudno uwierzyć, ale znaleźliśmy je w odległości 10 km od miejsca zamieszkania, w rejonie Raby Niżnej. Czasami z akcji strażacy wracają rozbawieni.

Pewnego razu otrzymaliśmy wezwanie. Informacja brzmiała groźnie - na Gruszowcu wywróciła się cysterna. W głowach kotłowały się różne obrazy. Ruszyły nasze sekcje, ratownictwo techniczne i sekcja gaśnicza. Z Limanowej pospieszyła jednostka ratowniczo gaśnicza.

Na miejscu okazało się jednak, że żadnego wybuchu nie będzie, a strażacy z zupełnie innego powodu muszą zabezpieczać miejsce zdarzenia. Cysterna przewoziła wino.

A jak to było z tą krową w studni? Naczelnik uśmiecha się.

- Zdarzyło się to na osiedlu Słomka. Wezwano nas abyśmy uratowali krowę uwięzłą w studni - opowiada. - Na miejscu okazało się, że do starej studni wpadła krowa. Nie sposób było jej z stamtąd wydostać. Trzeba było najpierw wypompować wodę, żeby zwierzę się nie utopiło, potem okazało się, że krowa na dobre zakorkowała się w studni. Musieliśmy ściągnąć koparkę, rozkopać teren wokół feralnej studni. Zdemontować studzienne kręgi, najważniejsze, że się udało.

Akcja trwała około dwóch godzin. Zwierzę z drobnymi otarciami, ale całe i zdrowe zostało wydobyte na strażackich wężach. Sporo osób przyglądało się naszej akcji.

od 7 lat
Wideo

Zamach na Roberta Fico. Stan premiera Słowacji jest poważny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nowysacz.naszemiasto.pl Nasze Miasto