Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Nie chciał być figurantem. Dawid Listos zrezygnował z bycia dyrektorem

Janusz Bobrek
Janusz Bobrek
Dawid Listos Dawid Listos był dyrektorem Miejskiego Ośrodka Kultury w Nowym Sączu zaledwie sześć tygodni. Zrezygnował, bo nie zgadzał się z polityką kulturalną prezydenta miasta
Dawid Listos Dawid Listos był dyrektorem Miejskiego Ośrodka Kultury w Nowym Sączu zaledwie sześć tygodni. Zrezygnował, bo nie zgadzał się z polityką kulturalną prezydenta miasta Janusz Bobrek
Dawid Listos po sześciu tygodniach zrezygnował z dyrektorskiego stołka w Miejskim Ośrodku Kultury w Nowym Sączu. Podjął tę niełatwą decyzję, bo nie zgadzał się z polityką kulturalną prezydenta Ludomira Handzla. Sam, jak przyznaje, nie miałby tu żadnej autonomii w podejmowaniu decyzji. – Nie pochodzę od tej władzy, poprzedniej, ani następnej. Ja po prostu chciałem robić tu kulturę – zaznacza rozczarowany.

FLESZ - W czasach koronawirusa jesteśmy lepsi, bardziej empatyczni

Miesiąc pracy to chyba trochę krótko, żeby podjąć decyzję o rezygnacji z dyrektorskiego fotela? Skąd taka decyzja?
Tak jak już wcześniej wypowiadałem się w mediach, nie byłem w stanie zaakceptować polityki kulturalnej prezydenta Ludomira Handzla. Nie mogłem też zgodzić się z metodami realizacji tej polityki. Moja autonomia dyrektorska pozwalała mi właściwie tylko na podpisywanie faktur bez wcześniejszych ich uzgodnień. Po rozmowie z dyrektorem wydziału Marcinem Porębą coś we mnie pękło i stwierdziłem, że dalsza współpraca z ratuszem nie ma najmniejszego sensu, że to wszystko jest dalekie od czegoś tak szlachetnego jak kultura.

Pytany o powody rezygnacji, ratusz odpowiada, że przerosła pana nowa rola.

To zupełnie niedorzeczne. Jeśli cokolwiek mnie przerosło to cynizm i dwulicowość, brak profesjonalizmu i niezrozumienie istoty działań w kulturze rządzących w ratuszu. To jedyne, co mnie przerosło. Byłem bardzo optymistycznie nastawiony do pracy w Miejskim Ośrodku Kultury i wydaje mi się, że mogłem wraz z pracownikami stworzyć wspaniałe miejsce. Rzeczywistość okazała się inna.

Czy rezygnacja wiązała się z wewnętrzną kontrolą i zaleceniami dla MOK?
W okresie, kiedy byłem dyrektorem MOK-u kontrola wciąż trwała, a o jej zakończeniu dowiedziałem się dopiero po złożeniu przeze mnie wypowiedzenia. Na następny dzień zostałem wezwany do odbioru i zapoznania się z protokołem. Na nim widniała data 10 marca. Nie mogłem wiedzieć, że wtedy zakończyła się kontrola. Mnie wezwano do urzędu 13 marca. Dziwne, bo jeszcze 11 marca otrzymałem pismo z prośbą o odszukanie dokumentu, który jest niezbędny do dalszego przeprowadzenia czynności wyjaśniających. W razie gdybym go nie znalazł, proszono mnie, abym skontaktował się z byłą dyrekcją placówki. Sprawę miałem potraktować jako pilną. To dla mnie niespójne i zaskakujące.

Nie czytał pan tych zaleceń?
Tych zaleceń w ogóle nie było, a ja otrzymałem tylko do zapoznania się protokół bez zaleceń pokontrolnych. Kontrola dotyczyła czasu, kiedy ktoś inny był dyrektorem ośrodka, a ja nawet nie byłem jego pracownikiem. Byłem daleko od tego środowiska i nie byłem w stanie niczego ocenić, czy kontrola była prawidłowa i czego dotyczyła. Musiałbym uwierzyć na słowo, podpisując to, że kontrola została przeprowadzona prawidłowo, a wszystko, co jest zawarte w protokole, jest prawdą.

Nie mógł pan podejmować decyzji bez zgody prezydenta. To znaczy, że przykłada on tak wielką rolę kontrolną do takiej instytucji jak MOK? To nie przesada?
Prezydent nie działa sam. Ma swoich oddanych żołnierzy i gdyby sprawa dotyczyła czegoś innego, to nawet pogratulowałbym im ich lojalności.

W jakich sytuacjach ograniczana była autonomia dyrektora MOK?

Nie mogłem nawet mieć wpływu na projekt plakatu imprezy, ponieważ wszystko musiało przejść przez ratusz, człowieka, który zajmuje się wizerunkiem i pijarem, czyli przez właściciela firmy IMSTUDIO.PL, pana Marcina Waśko. Tych przykładów było więcej. Niemal każdy dzień z tych sześciu tygodni przynosił mi nowe niespodzianki. Dopóki nie wywalczyłem sobie funkcji dodatkowego administratora, nie mogłem nawet kontrolować fanpage’a Miejskiego Ośrodka Kultury na Facebooku. Zanim to nastąpiło, administratorem został dyrektor Poręba, a właścicielem profilu wcześniej wspomniana zewnętrzna firma. Po tym jak na polecenie dyrektora wydziału przekazałem kody i hasła do strony internetowej, z zakładki zniknęła historia Jesiennego Festiwalu Teatralnego. Proszę sobie wyobrazić w jakiej byłem sytuacji, kiedy zgłosiły się do mnie osoby zainteresowane kontynuowaniem organizacji Jesiennego Festiwalu Teatralnego. Pytały, gdzie jest ta zakładka, bo chciałyby ją podlinkować, tworząc kolejną edycję festiwalu i jego nową stronę internetową. Byłem tym faktem zaskoczony nie mniej niż oni. To były trudne momenty.

Pan zobowiązał się do stworzenia Nowosądeckiej Jesieni Teatralnej, alternatywy dla mającego dwudziestotrzyletnią tradycję Jesiennego Festiwalu Teatralnego?
Bardzo skupiłem się na tym projekcie, choć nawet i na tę nazwę nie miałem wpływu. Wciąż twierdzę, że Nowy Sącz i powiat wiele by zyskał na organizacji dwóch imprez teatralnych, które różniłyby się od siebie. Taka zdrowa konkurencja między oboma wydarzeniami sprawiłaby, że przez dwa miesiące bylibyśmy kulturalną stolicą regionu. Tu niestety szybko przyszło pierwsze rozczarowanie. Zaproponowany przeze mnie na dyrektora artystycznego reżyser Wiesław Hołdys został z tej funkcji szybko usunięty. Poziom, w jaki traktuje się poważnych ludzi z dorobkiem, jest tak uwłaczający, że brakuje mi słów.

Jaki był tego powód?
Wydaje mi się, że to była dla mnie kara za to, że sam chciałem wybrać taką osobę bez konsultacji z prezydentem.

Ale wytłumaczenie było inne?

Prezydent odpowiedział: nie znam gościa.

Trudno wymagać od prezydenta, żeby znał się na wszystkim i kojarzył dokonania dyrektora Teatru Mumerus? Gdybym nie bywał wcześniej w Małej Galerii, gdzie teatr występował, może też bym go nie znał.
Nie chodzi mi o to, żeby znał się na kulturze wysokiej, ale żeby trochę zaufał zarówno sobie, jak i człowiekowi, któremu powierzył dyrektorskie stanowisko. Skoro wygrałem konkurs i mam doświadczenie, to chyba nie chciałbym sobie strzelić w kolano, tworząc festiwal, pod którym wstydziłbym się podpisać? Poszukałem najlepszej sprawdzonej osoby, którą znam. Pan Hołdys jest postacią, której wizja teatru i organizacji festiwalu doskonale odpowiadała temu, jak ja wyobrażałem sobie to miesięczne teatralne święto w naszym mieście. Pozostawiam również poza dyskusją fakt, że festiwal robi MOK, a nie Urząd Miasta. Ratusz organizuje „Poniedziałki ze sztuką” i to jest ich ukłon w stronę sztuki scenicznej.

Na rozmowie kwalifikacyjnej przedstawił pan swoją wizję funkcjonowania placówki. Było tam coś innego niż np. współpraca z takimi reżyserami jak Hołdys. Chyba o takiej sztuce była mowa?
Tak i to przekonało komisję konkursową. Jednak po czasie usłyszałem, że to Miejski Ośrodek Kultury i jeśli chcę robić ambitną sztukę, jak wcześniej w Małej Galerii, to powinienem sobie założyć prywatny teatr. Nie jestem aż takim idealistą, z pewnych ograniczeń zdaję sobie sprawę, jednak uważam, że poniżej pewnego poziomu nie wolno schodzić. Natomiast poziom części wydarzeń, forsowanych przez władze, ma służyć zdobyciu jak największego elektoratu, a moim zdaniem sądeckiemu widzowi zwyczajnie ubliża.

Spytam o przyszłość Teatru Robotniczego im. Bolesława Barbackiego, a właściwie jego miejsce w Miejskim Ośrodku Kultury?
Po wielomiesięcznych zawirowaniach w placówce najważniejsze było dla mnie, aby aktorzy związani z tą zacną sceną pozostali w MOK-u. Myślę, że w ciągu miesiąca rozpoczęliby próby do spektaklu, bo wszystko szło w dobrym kierunku, grupa mi zaufała. Teatr musi grać. Dla wielu tych ludzi to dziesiątki lat życia, ale w obecnej sytuacji zmiana miejsca może nie być najgorszą opcją.

Ani przez chwilę nie myślał pan, że i tak w jakiś sposób jego praca będzie się musiała wpisać w całość działań promocyjnych prezydenta?
Rozmawiałem ze znajomymi z innych miast Polski, którzy mówili, że wszędzie dyrektorzy placówek w jakiś tam sposób są podporządkowani polityce czy władzy. Robienie "domu partii" z miejskiej placówki to może i jest jakaś ogólnopolska tendencja, ale ja się z nią nie zgadzam. Wychodzę natomiast z założenia, że moja dobra praca w oczach tak upragnionego elektoratu, chcąc nie chcąc, byłaby przecież medalem właśnie dla władz miasta. Z tą jednak różnicą, że ja zachowałbym twarz i czyste sumienie.

Odważne wypowiedzi w mediach szybko wykorzystały osoby walczące z prezydentem jak radni Prawa i Sprawiedliwości. To też w jakiś sposób staje się częścią polityki…
Tego właśnie chciałbym uniknąć. Proszę, aby nikt nie wykorzystywał mnie do politycznej walki z prezydentem Handzlem. Nie o to mi w tym wszystkim chodziło. Jest tylko jeden obszar, który mnie interesuje, a który stopniowo traci w mieście wolność. To kultura.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Nie chciał być figurantem. Dawid Listos zrezygnował z bycia dyrektorem - Gazeta Krakowska

Wróć na nowysacz.naszemiasto.pl Nasze Miasto