Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Nowy Sącz. Boją się żyć w „bloku grozy”

Alicja Fałek
- Odrapane ściany, walające się śmieci i smród nie do zniesienia. To moja codzienność - mówi pani Żaneta
- Odrapane ściany, walające się śmieci i smród nie do zniesienia. To moja codzienność - mówi pani Żaneta Alicja Fałek
Dwie rodziny mieszkające w bloku socjalno-komunalnym przy ul. Jana Pawła II mają dość patologii. Bród i smród na klatce, ciągłe awantury sąsiadów to ich codzienność. Proszą miasto o przeniesienie

Blok przy ul. Jana Pawła II pod numerem 40 w Nowym Sączu, choć stoi w bezpośrednim sąsiedztwie Komendy Miejskiej Policji, cieszy się bardzo złą opinią.

- To chichot losu. Powinno tam być spokojnie, a tymczasem co chwilę muszą interweniować mundurowi. Są kłótnie, nocne awantury i nieporządek - mówi Stanisław Markowicz, od 14 lat przewodniczący osiedla Kaduk, na którego terenie stoi blok. - Nic dziwnego, że porządne rodziny, którym powinie się w życiu noga i nie stać ich na wynajęcie mieszkania, chcą stąd uciekać.

Żaneta Bil i Monika Basta chcą wyprowadzić się z tego bloku. Miasto jednak nie daje gwarancji, że zaproponuje im inne mieszkania.

Wyciągnijcie nas z piekła

Żaneta Bil od czterech lat mieszka w „bloku grozy” z synami: 9-letnim Erykiem, 6-letnim Kacprem i z narzeczonym. Gdy dostała od miasta lokal socjalny była szczęśliwa.

- Wcześniej mieszkałam w drewniany domku. Jeden pokój i kuchnia, rodzice i piątka mojego rodzeństwa - opowiada pani Żaneta. - Do tego wszystkiego ja i moi synowie. To 29-metrowe mieszkanie traktowałam jak dar od losu. Szybko okazało się, że to udręka. Kobieta na palcach jednej dłoni może wyliczyć spokojnych sąsiadów, którzy dbają o mieszkania oraz wspólną klatkę. Pozostali niczego nie szanują.

Gdy przekraczamy drzwi bloku uderza smród moczu. Na posadzce walają się śmieci, niedopałki papierosów, a nawet zakrwawione chusteczki. Na ścianach odrapana lamperia. Ze skrzynki na listy zostały strzępy. Tylko wokół mieszkania zajmowanego przez panią Żanetę podłoga jest zamieciona, ściany bez uszkodzeń. Czuć zapach środków czystości. Również mieszkanie lśni czystością.

- Staram się jak mogę, bo starszy syn choruje na astmę. Na swój koszt wymalowałam mieszkanie, położyłam tapety. Żeby się nam lepiej mieszkało - podkreśla Bil. - Ale tu się nie da żyć. Wszystko przez pozostałych lokatorów, którzy nie dbają o porządek i za nic mają ciszę nocną.

Pani Żaneta podkreśla, że nie raz próbowała rozmawiać z sąsiadami. Ale gdy zwracała uwagę i poprosiła o lepsze zachowanie, było jeszcze gorzej.

- Po ostatniej interwencji na drzwiach wejściowych pojawiły się napisy: „Spier... su...” - kręci głową. - Najgorsze jest to, że sąsiedzi wyzywają mnie tak przy dzieciach. Chłopcy nie chcą tutaj mieszkać. Po szkole do wieczora wolą siedzieć u jednych albo drugich dziadków. Jak mamy wracać do domu, wpadają w histerię.

Mieszkać przy ul. Jana Pawła II nie chce też 16-letni Bartłomiej Basta. Urodził się z upośledzeniem mózgu, jest całkowicie uzależniony od swojej mamy.

- Potrzebuje ciszy i spokoju. Tymczasem ciągłe krzyki sąsiadów budzą w nim agresję - martwi się Monika Basta. - Jak go nie upilnuję, chwyta za klamkę, otwiera drzwi i krzyczy. Boję się, że w końcu stanie mu się krzywda. Już i tak śmieją się z tu niego i wołają, że jest debilem.

Pani Monika również nie ma lekkiego życia z pozostałymi lokatorami bloku, w którym mieszka od trzech lat. Trzy razy uszkodzili jej drzwi wejściowe. Raz pocięli je nożami. Policja złapała sprawców. Okazali się nimi sąsiedzi.

- Jest nam ciężko. Bartek powinien mieć swój pokój, a dzieli go ze starszą siostrą, która niedawno urodziła córeczkę - mówi pani Monika. - Ale nie będę narzekać na małe mieszkanie. Chcę jedynie spokoju. Wiem, że przez moje zadłużenie, miasto nie chce mi dać innego miejsca.

Kobieta przyznaje, że przez trudną sytuację życiową (straciła męża) narobiła długów. Teraz regularnie płaci czynsz i stara się w miarę możliwości spłacać zaległości. - Dług przecież może iść za mną. Będę płacić. Tylko niech się nad nami zlitują i wyciągną nas z tego piekła - prosi kobieta.

Nie ma rozwiązania?

Szanse, że Bartek przeniesie się pod inny adres są nikłe. Do lokalu przy ul. Jana Pawła II został eksmitowany razem z rodziną. Niepewny jest też los pani Żanety, która złożyła już wniosek o przyznanie innego mieszkania.

- Musimy najpierw zweryfikować, czy pani Bil się kwalifikuje. Potem, jeśli będziemy mieć odpowiedni lokal, możemy jej coś proponować - wyjaśnia Dorota Goławska, dyrektor Wydziału Gospodarki Komunalnej Urzędu Miasta Nowego Sącza. Zaznacza jednak, że na przydział lokali socjalnych czeka wiele sądeckich rodzin, które są w dużo gorszej sytuacji życiowej niż pani Żaneta z synami.

Miasto nie może też za lokatorów utrzymywać porządku w bloku. Radzi, żeby mieszkańcy dzwonili na policję. Mogą też wystąpić z wnioskiem do sądu o eksmisję sąsiada, który uporczywie zakłóca im spokój. Taki krok dopuszcza ustawa o ochronie praw lokatorów. Ostateczne rozwiązanie, to wynajęcie mieszkania na swój koszt.

- Choćby nie wiem ile razy interweniowała w tym bloku policja, to i tak nie będzie tam porządku - uważa Stanisław Markowicz. - Największym błędem jest lokowanie w tam wielu rodzin patologicznych i robienie z tego miejsca slamsów.

Przewodniczący osiedla Kaduk wskazuje, że miasto powinno rodziny z problemami umieszczać w miejscach, gdzie mogłyby czerpać pozytywne wzorce. - Niestety miasto ma niewiele pojedynczych lokali socjalnych, a na wynajmowanie mieszkań go nie stać - zauważa Markowicz. - Z resztą niewiele osób chce mieć za sąsiadów rodziny z problemami. Taka jest prawda.

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na limanowa.naszemiasto.pl Nasze Miasto