- Pan Surowiak nie przyszedł na czwartkowe posiedzenie rady nadzorczej, a miał okazję wytłumaczyć swój punkt widzenia. Będziemy rozmawiać z dziennikarzami na ten temat, ale wówczas, gdy atmosfera się uspokoi - powiedział nam w piątek Piotr Kocańda, szef jednego z trzech związków zawodowych w spółce podległej marszałkowi województwa.
Sam Surowiak nie odmawia komentarza. - Naruszylem układy towarzysko - rodzinne, więc załoga zaczęła szumieć, dogadała się z radą nadzorczą, rada uległa związkom i odwołano mnie - mówi Marek Surowiak. Z jego relacji wynika, że firma jest w dramatycznym stanie.
Każdy rok kończy się ponad milionową stratą, a program restrukturyzacji właśnie przerwano odwołując go z funkcji. Gdy ją obejmował niespełna dwa lata temu był przełożonym 400 osób. Dziś PKS zatrudnia 285 pracowników. Zdaniem Surowiaka - to wciąż o około 60 etatów za dużo.
Twierdzi, że nie tylko nadwyżka etatów pogrąża spółkę. PKS nie wygra z prywatnymi przewoźnikami w czasie kryzysu na rynku transportowy jeśli nie zacznie funkcjonować normalnie, a normalnie nie jest. Są posady związkowe opłacane kilkutysięczną pensją, nagrody jubileuszowe które są ośmiokrotnością pensji, a ludzie pracują w PKS prawie dożywotnio wraz z rodzinami. Pełno tam synów, szwagrów, ojców, 97 procent z wykształceniem podstawowym. atunek widzętylko w prywatyzacji - mówi Surowiak.
Od piątku pełnienie fukcji prezesa powierzono Stanisławowi Doboszowi, jednemu z członków rady nadzorczej. To dla niego nie nowość. 2003 r. rządził w PKS i również został odwołany. Po nim było trzech kolejnych "dowódców" - Józef Jarecki (odwołany), Ireneusz Niemiec (zrezygnował po kilku tygodniach) i Marek Surowiak.
Każdy z nich miał kłopoty ze związkowcami. Żaden nie sprostał wyzwaniu wyprowadzenia firmy z finansowego dołka. Jak twierdzi Surowiak to dołek bardzo głęboki. Straty z sześciu ostatnich lat sumują się kwotą siedmiu milionów.
- Strata jest duża, wpływy drastycznie spadły w ciągu ostatniego półrocza ale umówiliśmy się, że nie będziemy udzielać na razie informacji. Wierzymy jednak, że spółkę da się uratować - mówi Piotr Kocańda.
Nie zgadza się z opinią Surowiaka o związkach drenujących finanse PKS. - To wyssane z palca. Zrzekliśmy się przywilejów socjalnych, nie ma już gdzie ciąć kosztów "ludzkich" a prywatyzacja niczego nie zmieni - mówi.
Pismak przeciwko oszustom, uwaga na Instagram
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?