Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Nowy Sącz: uwaga, szukamy motocyklistów spod Grunwaldu!

Jerzy Wideł
Uczestnicy zlotu
Uczestnicy zlotu archiwum
W 1960 roku byli piękni i młodzi, mieli po 20 lat, a dziś po 70, 80. Jednak poważnie myślą o tym, by pół wieku po tym, jak wybrali się z Sącza pod Grunwald na zlot motocyklowy, spotkać się jeszcze raz i przynajmniej powspominać cudowny rajd przez pół Polski. Dlatego poprosili naszą redakcję o pomoc w ustaleniu miejsca pobytu wszystkich uczestników sądeckiej wyprawy. Przejechać jeszcze raz blisko 800 kilometrów już nie mogą, bo jak mówią zgodnie, serce się rwie, by powtórzyć wyczyn, ale zdrowie już nie pozwala.

Wyruszyli z Rynku w Nowym Sączu 11 lipca 1960 roku. Kawalkada 21 motocykli, na których jechało ponad 35 osób, kawalerowie, panny, małżeństwa. Jechali przez Kraków, Warszawę, Tomaszów Mazowiecki. Na miejscu byli 14 lipca, by w dniu następnym wziąć udział w obchody 550. rocznicy wiktorii nad zakonem krzyżackim.
Prawdziwym guru ekipy był Józef Szymański, legendarny motocyklista, pełniący rolę szefa technicznego. Zaś inicjatorem Jerzy Białkowski, wiceprezes PSS "Społem", które przekazało uczestnikom wyprawy swoją nysę. Autem przewożono prowiant, namioty i sprzęt do naprawy psujących się na trasie motorów, dętki, opony, części zamienne.
- Jeszcze przed wyjazdem, bodaj szóstego lipca, ruszyliśmy na sądeckie miejsca pamięci, gdzie pobraliśmy ziemię do urn - mówi Józef Szymański. - Byliśmy i w Maszkowicach, skąd pochodził Zyndram, uczestnik grunwaldzkiej bitwy. Władze miasta pobłogosławiły motocyklistów, ruszyli. Każdy jechał na czym mógł. Na javach, shl-kach, mz-kach, motorach Avo Sport. - Ja miałem swoją javę 250-tkę. Ej! Serce się rwie do motocykli, ale mam swoje osiemdziesiąt cztery lata - nie kryje Szymański. Jechali trzy dni zatrzymując się na biwakach w lasach. - Jak wyjechaliśmy tyralierą motorów z biało-czerwonymi flagami na pole bitwy, otrzymaliśmy wielkie brawa od ponad pięciu tysięcy motocyklistów z całej Polski - wspomina Szymański. - Wtedy Edek Skrzypiec powiedział, że gdyby król Jagiełło wstał z trumny, byłby z nas górali dumny! Ryknęliśmy śmiechem - dodaje.
Po kilku dniach wrócili do rodzinnego miasta zmordowani, ale cali i zdrowi, bez wypadków. Tylko raz nysa z prowiantem gdzieś się zagubiła, więc nocowali w stodole i nieco głodni.

Minęło pół wieku od wyprawy sądeckich motocyklistów. Pamięć się zaciera, zwłaszcza że wielu z nich zmarło, inni wyjechali z Sącza, Polski. Dlatego teraz apelują za pośrednictwem "GK" o kontakt. Józef Szymański zapamiętał następujące osoby - Edward Skrzypiec, Wojciech Trzupek, Tadeusz Biel, Karol Ziobro, Jerzy Diakow z żoną Marią, Jan Machowski, Aleksander Chrupek, Jerzy i Jan Białkowscy, Mieczysław Tokarski z żoną Ireną. Wszyscy wtedy należeli do rozwiązanego w 1962 roku Podkarpackiego Motoklubu. Samochody były rzadkością, więc spełniali motoryzacyjne pasje na motocyklach. Uczestników wyprawy prosimy o kontakt pod numer tel. redakcji GK 18 449 66 21

od 16 lat
Wideo

Policyjne drony na Podkarpaciu w akcji

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nowysacz.naszemiasto.pl Nasze Miasto