- Jest szansa, że przed świętami kierowcy dostaną zaległe wypłaty - mówi Jan Popiołek, dyrektor PKS w Nowym Sączu. 50 kierowców czeka na pieniądze od września. Trzy miesiące temu dostali tylko 500 zł zaliczki i od tej pory żyją na kredyt.
Nie ma nawet na opał
W takiej sytuacji jest m.in. 53-letni Jerzy Warchołek, jeżdżący na trasie Nowy Sącz-Szczawnica. - Opiekuję się ciężko chorą żoną, która tylko do końca roku ma zagwarantowaną rentę - wzdycha kierowca. - Nie mam już nawet za co kupić opału na zimę. Za kierownicą spędziłem 38 lat. Chcę pracować, ale przecież nie mogę tego robić społecznie.
W ostatnich dniach z pracy w PKS zwolniło się czterech kierowców. W październiku pożegnał się z firmą Tadeusz Walczak. 28 lat pracował za kierownicą w Warszawie. Gdy przeszedł na emeryturę, sprowadził się do Nowego Sącza. Chciał dorobić, dlatego zatrudnił się w PKS. Do lutego pensja spływała regularnie, niestety potem była wypłacana już tylko w ratach. Od 500 zł wrześniowej zaliczki na jego konto nic nie wpłynęło.
Mało kursów
Właścicielem taboru PKS w Nowym Sączu jest obecnie spółka PKSiS Oświęcim. To ona zatrudnia kierowców i odpowiada za połączenia autobusowe. Jej konta jeszcze kilka dni temu były zablokowane. Komornik Tomasz Paszek zwolnił je, bo udało mu się odzyskać większą część pieniędzy za sądeckie autobusy, kupione przez PKSiS Oświęcim w lipcu 2012 r. Oświęcimska firma ma jednak tak poważne kłopoty, że pieniędzy nie starczyło na zaległe pensje dla załogi z Sącza. Brakuje też funduszy na paliwo, więc część dalekobieżnych kursów trzeba już było odwołać.
Dyrektor Popiołek mówi, że można było zrezygnować np. z połączeń na trasie Nowy Sącz-Kraków, ponieważ realizują je też inni przewoźnicy. - W trosce o pasażerów utrzymujemy lokalne kursy - podkreśla Jan Popiołek. I dodaje, że dziennie jest ich ponad 100.
Jednak mieszkańcy Sądecczyzny widzą sprawę inaczej. - Od wakacji jeżdżę prywatnymi busami, gdyż PKS już do nas nie dojeżdża - mówi Władysław Kucia z Obidzy (gm. Łącko). W taki sam sposób do szkoły dojeżdża Dorota Kulpa z Frycowej (gm. Nawojowa), uczennica III klasy V LO w Nowym Sączu. - Moją wieś PKS od dawna omija szerokim łukiem - mówi licealistka.
Nie ma kupca
Tymczasem nieruchomości upadającego sądeckiego przewoźnika należą do władz wojewódzkich, które próbują je spieniężyć. Teraz marszałek Marek Sowa stracił cierpliwość. Walne zgromadzenie akcjonariuszy odwołało przed weekendem radę nadzorczą upadłej spółki i likwidatora jej majątku Bohdana Rojowskiego, który przez rok nie zdołał sprzedać budynków PKS. Zbył jedynie dworzec, który za 7 mln zł kupiły Małopolskie Dworce Autousowe. Na kupca czekają stacja diagnostyczna, dwa biurowce, warsztaty i zajezdnia.
Teraz zainteresowanego zakupem majątku szuka Grzegorz Mrozowski, członek odwołanej rady nadzorczej, powołany na nowego likwidatora PKS. - Stacja diagnostyczna jest w trakcie sprzedaży - informuje Mrozowski. - Właśnie trwa geodezyjny podział działki.
Różne wyceny majątku sądeckiego PKS kształtowały się na poziomie od 4 do 20 mln zł. Przez rok zgłosiło się kilku chętnych, ale składali oferty znacznie odbiegające nawet od tej najniższej kwoty. - Nieruchomość jest warta tyle, ile ktoś chce za nią dać - podsumowuje likwidator.
Kierowcy i podróżni są pewni, że dni PKS-u w Nowym Sączu są już policzone.
Codziennie rano najświeższe informacje, zdjęcia i video z regionu. Zapisz się do newslettera!
Policyjne drony na Podkarpaciu w akcji
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?