Pracują bardzo ciężko. Wytworzenie kilograma miodu wymaga około 60 tysięcy wylotów po nektar, podczas których pszczoły odwiedzają 12 milionów kwiatów. Na każdy kilogram całe życie pracuje 350-400 owadów. Sądecczyzna jest miodowym zagłębiem - pszczelarstwo tutaj ma długą tradycję przekazywaną z pokolenia na pokolenie, ale - choć na tle innych regionów jesteśmy w tym zakresie potęgą - to mamy kłopoty. Drugi rok z rzędu nasze pszczoły nie mogą pracować na "pełny etat". Najbardziej cenionego miodu spadziowego, z którego słyną sądeckie pasieki, nie będzie wcale albo będzie go bardzo mało.
Pogoda nie rozpieszczała w tym roku pracowitych owadów. Na dwa miesiące ulewne deszcze zatrzymały pszczoły w ulach. Na dodatek na drzewach iglastych, których soki służą pszczołom do produkcji miodu spadziowego, brakuje wciąż słodkiej rosy. Człowiek, choć powinien ułatwiać pszczołom życie, przyczynia się do ich zguby. Nie dba o naturalne środowisko - zmiany, jakie funduje naturze, mali producenci miodu znoszą ciężko. Słabną z roku na rok, masowo wymierają.
Od 2006 roku przyrodnicy, mikrobiolodzy, weterynarze prowadzą zakrojone na światową skalę śledztwo, które ma wyjaśnić przyczyny znikania pszczelich kolonii. Najpierw to zjawisko zaobserwowano w USA, kilka lat temu też w Europie. Także na Sądecczyźnie.
Pszczoła zwykle umiera poza "domem" jak stary indianin - opuszcza ul, aby pożegnać się z życiem samotnie albo zapracowuje się na śmierć i ginie w morzu kwiatów. Jeśli czuje się źle - leci jak najdalej od rodziny. Instynkt podpowiada jej, że może zarazić współmieszkańców ula. Gdy nie zdąży odlecieć, pszczoły strażniczki wynoszą martwą poza "dom". Owady, dzięki którym mamy miód, tworzą jedne z najlepiej zorganizowanych społeczności w świecie zwierząt. Gdyby nagle przestały istnieć, a natura nie znalazłaby zastępstwa do ciężkiej pracy zapylania roślin, wyginęłoby najpierw trzy czwarte gatunków ze świata flory.
Już Albert Einstein prorokował, że "jeśli pszczoły znikną z powierzchni Ziemi, ludziom pozostaną cztery lata życia: nie ma pszczół - nie ma zapylania, nie ma roślin - nie ma zwierząt - nie ma życia". Niektórzy twierdzą, że to proroctwo właśnie zaczyna się spełniać, bo od pszczelarzy z różnych zakątków świata dobiegają wieści o masowym wymieraniu pszczelich rodzin, zwanym "zapaścią kolonii" lub w skrócie - od amerykańskiej nazwy Colony Collapse Disorder - CCD.
CCD zaobserwowano w 2006 roku właśnie w USA i zapoczątkowało trwające do dziś "śledztwo", które ma wyjaśnić przyczyny dramatu. Jego przebieg zawsze jest podobny. Nagle, bez żadnych wyraźnych przyczyn, ul pustoszeje. Zostaje w nim tylko pszczoła - matka, kilka robotnic i larwy młodych owadów skazane na głodową śmierć. Reszta kolonii znika. Martwych pszczół nigdzie w pobliżu nie ma. Gdzie znikają owady i dlaczego?
Teorii było już tysiące, wśród nich bardzo niezwykłe, które zakładały, że zmysł orientacji owadów mogą zaburzać fale elektromagnetyczne wytwarzane przez telefony komórkowe. Do dziś żaden z domysłów nie został potwierdzony.
CCD zaobserwowano też w Europie. Pojedyncze sygnały o zniknięciu pszczelich kolonii pochodzą również z Sądecczyzny, a ten rok jako drugi z kolei zapowiada się niemalże bezmiodny. Czy miodowemu zagłębiu, jakim jest nasz region, grozi katastrofa? - Myślę, że jednak nie, choć to rzeczywiście niedobry rok i najbardziej poszukiwanego przez smakoszy miodu spadziowego chyba nie będzie - mówi Józef Pyzik, który dogląda 25 pszczelich rodzin. Jest szczęśliwcem, bo są w całkiem niezłej kondycji, choć wielu podkarpackich pszczelarzy narzeka, że pszczoły chorują i giną.
- Mnie przybyło piętnaście uli, ale bez przerwy dokarmiam swoje pszczoły. Mieliśmy bardzo kapryśną pogodę w maju i czerwcu. Gdy zapasy jedzenia w ulu się kończą, a ulewne deszcze nie pozwalają pszczołom ich uzupełnić, owady giną z głodu. Jeśli nawet przeżyją, są niedożywione, więc mniej odporne na choroby. Może przyczyna wymierania w niektórych pasiekach związana jest z tym, że ktoś zapomniał o dokarmianiu? Wiele zależy od pszczelarza. Są pasjonaci, którzy telewizor wstawiliby pszczołom do ula, gdyby one zechciały oglądać filmy. Inni zapominają o podstawowych potrzebach pszczół - dodaje Józef Pyzik.
Są jednak też tacy, którzy nie zapominają, a i tak z bólem serca obserwują, że ule pustoszeją. - Pszczoły są słabsze niż dawniej. Przyczyn tego słabnięcia, jakie obserwujemy mniej więcej od pięciu lat, jest wiele: skażone środowisko, zmiany klimatu, brak tak zwanych lotnych dni, który dotkliwie odczuliśmy choćby w tym roku - mówi Narcyz Kędziora z Karpackiego Związku Pszczelarzy, właściciel osiemdziesięciu uli.
- Nie bez znaczenia są też zmiany w szacie roślinnej. Gdy rolnictwo działało tak, jak działać powinno, rosły nam w polach maki, bławatki, kąkole, a dziś nawet zboża się nie sieje. W niewypasanej trawie coraz mniej jest roślin kwitnących, choćby białej koniczyny. Ubożeją więc pszczele pożytki.
Na terenie byłego województwa nowosądeckiego w pasiekach żyje około trzydziestu tysięcy pszczelich rodzin. Produkują tony naturalnego lekarstwa, jakim jest miód. Nasz region to zagłębie najbardziej cenionego miodu spadziowego, dla którego substancją wyjściową są przede wszystkim soki drzew iglastych. W tym roku - z powodu długich ulewnych deszczów - jeszcze nie ma na drzewach spadzi.
Pomocnik rolnika przy zbiorach - zasady zatrudnienia
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?