- Po ostatniej przegranej z MKS Kluczbork spotkał się Pan z szefami Sandecji.
- Mieliśmy merytoryczną, rzeczową rozmowę.
- Stanęło na tym, że na koniec rundy jesiennej Pana piłkarze mają mieć na koncie minimum dwadzieścia osiem punktów. Z tego wynika, że w ośmiu ostatnich spotkaniach muszą uzbierać piętnaście.
- Nie bawmy się w liczby, to dziecinada. One nie są ważne.
- Z piłkarzami rozmawiał Pan indywidualnie?
- Z nimi spotykam się codziennie, ale tak, też rozmawiałem.
- Kiedy wchodził Pan w ostatnich dniach do szatni, co widział w oczach zawodników?
- Chłopcy mają pretensje do siebie. Fajnie, że nie uciekają od odpowiedzialności. Widzę, jak pracują, bardzo w nich wierzę. Piłkarska złość musi znaleźć ujście i myślę, że to zacznie się już w najbliższą niedzielę. W każdym razie tracone przez nas bramki to takie „babole”, że... Takie coś nie przystoi na poziomie pierwszej ligi. Zespół musi się podnieść. Szczególnie po ostatnim meczu z Kluczborkiem...
... który można określić jako najsłabszy w tym sezonie?
- Tak, drużyna zagrała poniżej swoich możliwości. Ale to nie tak, że jesteśmy w jakimś wielkim dole, przecież nie rozmawiamy po pięciu porażkach z rzędu.
- Może letnie wzmocnienia sprawiły, iż część z piłkarzy pomyślała, że teraz takich rywali jak Kluczbork będą ogrywać już tylko z łatwością?
- Być może rzeczywiście przyszło im na myśl, że skoro wygraliśmy z Dolcanem, Chojniczanką, do tego też w Katowicach, a z głównymi kandydatami do awansu walczyliśmy jak równy z równym, to machnie się ręką i tym razem też zwycięży. Piłka nożna na każdym poziomie, na każdym etapie uczy jednak pokory. Z drugiej strony, być może ten mecz trzeba było przegrać właśnie w taki sposób, żeby podobny już się nie powtórzył.
- Jak na razie, Sandecja obok właśnie Kluczborka straciła najwięcej bramek. Obrona to formacja, którą zgrać najtrudniej?
- Nie sądzę. Nie ma znaczenia, która to linia, bo zespół musi mieć zagraną każdą formację. Chodzi o to, że najpierw chłopcy muszą zgrać się ze sobą, a potem to trzeba „zlać” z całym zespołem, tak, żeby był jeden kształt. Biorąc pod uwagę, jakie będziemy mieli personalia na niedzielny mecz z Pogonią, zmiana w taktyce będzie odczuwalna.
- Paradoks polega na tym, że obrona spisuje się słabo, ale zdobywacie wiele bramek.
- Przód mnie nie zawodzi. Jesteśmy drugą drużyną po Zawiszy, która strzeliła najwięcej goli. Gdyby runda jesienna skończyła się teraz, to wszyscy byśmy wiedzieli, jakie ruchy należy wykonać, w którą stronę iść. Natomiast ciągle przypominam, żeby nie dać się zwariować. Przecież w tabeli rundy wiosennej Sandecja była najsłabszym zespołem. Można to sobie z łatwością „wygooglować”. A nawet jeśli do najsłabszego zespołu dojdą cztery ogniwa, to myślenie o tym, że posiada się już drużynę, która ma walczyć o awans, jest niepoważne i abstrakcyjne.
- W Nowym Sączu nie brakowało takich głosów.
- Pierwsze mecze dały powód, żeby myśleć w sposób hurraoptymistyczny. Ale, niestety, narastające braki kadrowe pokazały, że trochę nam brakuje, by być ekipą, która na najwyższych obrotach gra w każdym składzie.
- Niedawno po efektownym zwycięstwie na stadionie w Katowicach wydawało się, że drużyna nabierze jednak rozpędu.
- Tak, ale właśnie po tamtym spotkaniu zaczęli nam wypadać zawodnicy, wszystko zaczęło się „kiełbasić”. Czasami jest tak, że los cię nie oszczędza w krótkim odstępie czasu. A nowemu tworowi, jakim właśnie jest Sandecja, nie służą zmiany. Nie mamy jednak na nie wpływu. Na pewno kibicom brakuje rajdów Bartka Dudzica, a przypominam, jakie dwa wykonał prawą stroną w meczu z Dolcanem Ząbki, kiedy strzelił dwie bramki. Do tego utrzymywanie się tyłem do bramki „Józka” Ctvrtnicka... Ważne, żeby w tych ostatnich ośmiu spotkaniach drużyna wróciła na właściwe tory. Wiemy dobrze, że stopień trudności jest bardzo wysoki, bo mamy braki kadrowe.
- A to długo się nie zmieni.
- Musimy zrobić wszystko, żeby obojętnie w jakim zestawieniu ten zespół punktował. I żebyśmy po tej rundzie byli zadowoleni, że nie straciliśmy kontaktu z drużynami z górnej części tabeli. Bo taki był cel, żeby dwa pierwsze zespoły nie uciekły na kilkanaście punktów, ponieważ wtedy zostałaby nam tylko walka o środek tabeli czy utrzymanie. Mamy osiem meczów, żeby ci piłkarze przypomnieli sobie, co są warci. Potrzebne jest nam jedno spotkanie na przełamanie.
Świątek w finale turnieju w Rzymie!
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?