Daniel Weimer: Scenariusz miał być następujący: w piątek na świat przychodzi tęsknie wyczekiwana, pierworodna córeczka Julia. Nazajutrz w roli głównej występuje jej tata. Strzela zwycięskiego gola w meczu z Flotą, koledzy wykonują tradycyjną "kołyskę", kibice wiwatują. Tymczasem stało się inaczej. Córeczka, owszem, czuje się znakomicie, ale ojciec zawiódł chyba najbardziej samego siebie.
Arkadiusz Aleksander: Niestety, nie mogę zaprzeczyć. Zagrałem jedno ze słabszych spotkań, odkąd powróciłem z Cypru do rodzinnego Nowego Sącza (Aleksander występował w cypryjskiej II-ligowej drużynie AS Nea Salamis Ammochostou - przyp. DW). Nie udawało mi się wygrywać indywidualnych pojedynków, trener wcześniej powinien mnie ściągnąć z boiska. Może wówczas uniknąłbym plamy, jaką dałem pod koniec meczu, gdy strzelając z półobrotu, trafiłem piłkę szpicem buta, a ta poszybowała w okolice bocznej chorągiewki. Jest mi po prostu wstyd. Pozostaje tylko przeprosić kibiców, którzy jak zwykle byli z nami do ostatniego gwizdka sędziego.
DW: Na swoje usprawiedliwienie mógłbyś powiedzieć, że do zawodów przystąpiłeś z nie do końca zaleczonym urazem kolana.
AA: A ty byś się tłumaczył? Przecież to takie niemęskie. Ale prawdą jest, że nie dokończyłem meczu w Termalice, bowiem odezwał się ból w kolanie. To jeszcze zaszłość z okresu przygotowawczego, kiedy właśnie z uwagi na kontuzję nie trenowałem przez półtora tygodnia. Wydawało się, że wszystko jest już w porządku, a tu nagle znowu coś chrupnęło.
DW: Uraz wykluczy cię z udziału w kolejnych spotkaniach Sandecji?
AA: Nie wiem, na razie trener zwolnił mnie z udziału w zajęciach, wszystko powinno rozstrzygnąć się do końca tygodnia.
DW: Właśnie trener Jarosław Araszkiewicz powiada, że gdybyś nie mógł zagrać, to nie bardzo miałby cię kim zastąpić.
AA: Nie jest to dla mnie sytuacja komfortowa. Rywalizacja wpływa na podnoszenie umiejętności, mobilizuje do zwiększonego wysiłku.
DW: Tymczasem owej rywalizacji nie ma obecnie w Sandecji właściwie na żadnej pozycji.
AA: Przed sezonem zespół opuściło 13 graczy, w ich miejsce pozyskano siedmiu. Z tą kwestią należałoby się jednak zwrócić nie do mnie, lecz do zarządu klubu.
DW: Ale to przecież ty jesteś kapitanem drużyny, którego zadaniem jest reprezentowanie jej interesów.
AA: Ale nie w sprawach personalnych.
DW: Dobrze, zmieńmy temat. Dwa kolejne sezony byłeś wicekrólem strzelców I ligi, znalazłeś się w trójce najlepszych graczy wytypowanych przez tygodnik "Piłka Nożna" w tej klasie rozgrywkowej. Rozpoczęte niedawno rozgrywki nie są jednak dla ciebie dobre. Nie pokonałeś jeszcze żadnego bramkarza.
AA: Rację. Ostatni raz gola zdobyłem bodaj w meczu z Kolejarzem w Stróżach, od tego czasu minęły przecież przeszło trzy miesiące.
DW: Kryzys formy, "dołek", a może zdrowie już nie to?
AA: Mam co prawda 32 lata, ale wciąż czuję się młodo i myślę, że stać mnie jeszcze na wiele. Mam nadzieję, że to tylko przejściowy spadek formy.
DW: Słynąłeś do niedawna z niebywałej intuicji strzeleckiej.
AA: I gdzieś ją zatraciłem. Zawodzi mnie snajperski nos. Mówiło się, że piłka sama szuka Aleksandra w polu karnym rywali. Teraz czasem myślę, że się o coś na mnie obraziła.
DW: A może problem tkwi w tym, że rzadziej otrzymujesz dokładne podania od partnerów z drużyny?
AA: Najłatwiej winę zwalić na kogoś innego. Ja tego nie uczynię. Jestem samokrytyczny i wiem, że sprawiam zawód, zarówno trenerowi, jak kilkutysięcznym rzeszom fanów Sandecji. No i cóż mogę powiedzieć? Że będzie lepiej, że wkrótce znowu zacznę strzelać? Przecież takie banały można przeczytać w każdej gazecie. Zapewniam jedynie, że sam jestem wściekły na taki rozwój wypadków. A sportowa złość daje czasem upust ukrytym gdzieś w głębi zasobom energii.
MECZ Z PERSPEKTYWY PSA. Wizyta psów z Fundacji Labrador
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?