Policyjna przygoda Mateusza zaczęła się po maturze w Mszanie Dolnej. - Ciągnęło mnie do munduru i bycia pożytecznym - wyznaje sierżant. W 1999 roku, zamiast do wojska, trafił do policyjnego oddziału prewencji w Warszawie.
- Podczas pierwszego patrolu na Starym Mieście legitymowaliśmy z kolegą sprawców jakiegoś wykroczenia - wspomina. - Byli poszukiwani listem gończym, więc obydwu zatrzymaliśmy. W nagrodę dostaliśmy trzy dni przepustki. Był styczeń, ale pojechaliśy nad morze. Później już tam nie byłem. Dopiero teraz planuję wakacyjny wypad z żoną i córeczką nad Bałtyk.
Po szkole policyjnej w Legionowie Rusnak służył na warszawskiej Pradze. Zajmował się przestępczością nieletnich, prewencją. Był technikiem kryminalistyki. Umiejętności zdobył w Pile. Z takim doświadczeniem wrócił w rodzinne górskie strony.
Z Mszany Dolnej dojeżdżał do pracy w Tymbarku. Dzięki temu poznał żonę. - Wysiadając z autobusu, którym wracałem z nocnej służby, zobaczyłem dziewczynę na dworcu. Dowiedziałem się, że jechała do ogólniaka w Limanowej. Zdobyłem numer jej telefonu - opowiada policjant z uśmiechem. - Była zaskoczona, ale nie odmówiła spotkania. Teraz mają córeczkę. W czerwcu Sandra skończy dwa latka.
Żona Jolanta studiuje pedagogikę. Zajęcia ma w weekendy. Przełożeni tak planują służbę Mateusza, aby pod nieobecność małżonki mógł zajmować się córeczką. Kiedy żona jest w domu, wtedy policjant nadrabia weekendową służbę. Tak było 23 sierpnia.
Tamtego patrolu mógł nie pełnić. Co więcej, mógł wcale nie być w policji. Ponad cztery lata czekał na sądowe rozstrzygnięcie, kto ma rację - on czy prokuratura. Chodziło o interwencję, w czasie której patrol zatrzymał kierowcę. Mężczyzna, a w ślad za nim prokuratura, oskarżyła funkcjonariuszy o przekroczenie uprawnień. Rusnak dostawał połowę pensji. Dorabiał jako instruktor jazdy w szkole kierowców, póki sąd nie orzekł, że działał prawidłowo.
Przełożeni skierowali go bliżej rodzinnego domu, który wybudował w Koninie. Do komisariatu w Mszanie Dolnej. - Przez radio usłyszałem oficera dyżurnego. Mówił, że ktoś tonie - wspomina Rusnak. Biegnąc do wodospadu, zrzucił buty i broń. Tonącym okazał się sąsiad, ojciec ośmiorga dzieci. - Szkoda, że wysiłki lekarzy nie ocaliły mu życia - dodaje.
Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?