Każde odstępstwo od tej normy (mezalians) budziło wiele kontrowersji także, jeśli małżeństwo zawierane było przez osoby o innego wyznania.
Helena Kozicka w swoich wspomnieniach pisała o swoim wuju, który zakochał się w Żydówce: „Wuj [Antonii Józef Dylewski] zaś zakochał się z kolei w cudnie pięknej Żydówce polskiej, Zuzannie Brotschner, i tym razem - na stałe. Postanowił się ożenić. Babka szalała, gdyż straszną była antysemitką, ale i tym razem przegrała, bo pomimo sprzeciwów i klątw matki, wuj się ożenił”.
Takich historii było wiele, zwłaszcza w II połowie XIX wieku. Jednak aż do okresu po II wojnie światowej związki z osobami reprezentującymi inne grupy społeczne wciąż należały do rzadkości.
Ślub w rodzinach chłopskich, pan mógł się nie zgodzić
Królestwo Galicji i Lodomerii, w granicach którego znajdował się powiat limanowski, zamieszkane było przede wszystkim przez ludność chłopską, dlatego to od nich należy zacząć. Większość ślubów zawierana była przez osoby wywodzące się z tego stanu.
Do 1848 r., a więc do uwłaszczenia włościan, decyzja o małżeństwie należała nie tylko do młodych czy ich rodziców, ale również, a może przede wszystkim do „pana” - właściciela wsi, któremu chłop podlegał.
Baron, hrabia, tudzież inny właściciel dworski musiał wydać pisemną zgodę tzw. „kartkę”, by chłop mógł wejść w związek małżeński. Te z kolei w zaborze austriackim najczęściej były zawierane w takich miesiącach jak listopad (25,1%) i luty (23,7%). Najrzadziej w związki małżeńskie wchodzono w grudniu (0,7%) i w kwietniu (1,1%). Miało to oczywiście związek z pracami na polach, które trwały od wiosny do końca jesieni, a także kalendarzem kościelnym, wesel nie wyprawiano w czasie Adwentu jak i Wielkiego Postu.
Małżeństwa na wsi były najczęściej inicjatywą nie tyle młodych, co ich rodziców, którzy uradziwszy się, co do przyszłości swoich dzieci, urządzali zmówiny. Polegały one na tym, że chłopak wraz z rodzicami i jakimś krewnym (wujem bądź kuzynem) udawali się do domu przyszłej panny młodej i tam zazwyczaj przy gorzałce dogadywali wszystkie szczegóły.
W czwartek po zmówinach udawano się „na pacierze” do księdza, który przy tej okazji dostawał jakiś upominek, np. gęś. Kiedy już jednak wielebny przekonał się, co do intencji młodych, w kościele ogłaszano zapowiedzi. Bardzo ważnym elementem ślubu była obecność drużbów, którzy to musieli chodzić po wsi i spraszać gości weselnych. Ogólnie cała uroczystość była pełna przesądów i zabobonów.
Te elementy, które dzisiaj towarzyszą uroczystościom weselnym, jak np. przywitanie młodych chlebem i solą, stanowią echo przeszłości, chodziło o to, by młodzi wspólnie dorabiali się chleba.
Podobnie jest z oczepinami i innymi elementami ludowej tradycji, które w zmienionej formie przetrwały do dzisiaj.
Dzień wesela był więc niezwykle ciężki przede wszystkim dla młodych, którzy musieli spełnić szereg rytuałów, by im się „szczęściło”. Na bardziej swobodną zabawę mogli sobie pozwolić dopiero nazajutrz, kiedy odbywały się „poprawiny”.
Jak wyliczył Antoni Górszczyk, w Pisarzowej w latach 1880-1890 w 112 związkach małżeńskich 37,5 % panów młodych było w wieku od 22 do 25 lat, zaś powyżej 28 lat miało 27,4%. Tylko 17,1 % stanowili chłopcy poniżej 19 roku życia. Zupełnie inaczej wygląda sytuacja dziewcząt. Na ślubnym kobiercu stawały najczęściej nastolatki. Przeważają dziewczęta, które w związek małżeński wchodziły pomiędzy 16 a 18 rokiem życia - 62,5%. Powyżej 20 lat miało 11,7% zaś poniżej 16 lat aż 16,82%!
W trakcie 16 ślubów panna młoda miała od 14 do 15 lat, zaś w 2 przypadkach poniżej 14. Wspomniany Górszczyk pisał, że w 1873 r. 13-letnia dziewczynka na wiosnę rzucała jeszcze kwiatki z okazji Bożego Ciała, zaś jesienią wydano ją za wdowca, który miał od niej starsze dzieci!
Z reguły małżeństwa były zawierane jednak pomiędzy osobami, których nie dzieliła znaczna różnica wiekowa. Choć oczywiście zdarzało się, że 60-latek brał sobie za żonę 22 -latkę, zaś 27-latek 12-latkę, stanowiło to jednak wyjątek.
Panna młoda, gdy już wyszła za mąż, otrzymywała tzw. wiano, na które składały się najczęściej krowa, pierzyna, korale, czasem również ubrania.
Zdecydowanie rzadziej pieniądze, gdyż tych na galicyjskiej wsi był niedostatek, więc tylko co zamożniejsi mogli sobie pozwolić na taki gest w stosunku do swoich córek.
Zaloty mieszczan i szlachty, czyli pociąg do posagu
Oprócz ślubów i wesel chłopów na uwagę również zasługują wesela wyżej sytuowanych grup społecznych. Warstwy inteligencji do lat 80. XIX wieku w zasadzie na ziemi Limanowskiej nie było poza kilkoma jednostkami, więc niewiele na jej temat możemy powiedzieć.
Jeśli zaś idzie o szlachtę, to małżeństwa zawierane przez przedstawicieli tej klasy elektryzowały społeczność lokalną i były tematami rozmów na długo przed i po weselu. Jednym z największych tego typu wydarzeń były trwające kilka dni zabawy towarzyszące zawarciu małżeństwa przez Adama Żuka-Skarszewskiego z Aleksandrą Janotą-Bzowską w 1892 r. Dziedzice dworu w Przyszowej uchodzili wówczas za najznakomitszą rodzinę na Limanowszczyźnie. Ślub był zatem dobrą okazją, by podkreślić pozycję, jaką zajmował ród, a także bogactwo, którym mógł się szczycić.
Szlachta pod względem wyboru partnera czy partnerki na resztę swych dni nie była tak ograniczona jak chłopi, jednak także i tam było wiele małżeństw „z rozsądku” zawieranych tylko po to, by w jakiś sposób podreperować domowy budżet dzięki posagowi majętnej panny młodej (jak Jan Pieniążek właściciel Koszar).
Zdarzały się jednak małżeństwa z miłości. Takim z pewnością był związek Antoniego Józefa Marsa i Franciszki z Żelechowskich, który z pewnością stanowić może wzór dobrego małżeństwa także dla współczesnych.
Był to związek oparty na miłości, szacunku, który stał się fundamentem sukcesów całego rodu Marsów.
Wielki Piątek u Ewangelików. Opowiada bp Marcin Hintz
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?