Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

SOR Nowy Sącz: kolejki i złe traktowanie

Anna Oskierko
Kolejki pacjentów to stały obrazek w poczekalni Szpitalnego Oddziału Ratunkowego w Nowym Sączu
Kolejki pacjentów to stały obrazek w poczekalni Szpitalnego Oddziału Ratunkowego w Nowym Sączu fot. archiwum polskapresse
SOR w Nowym Sączu nie cieszy się dobrą opinią. Lekarzom zarzuca się złe traktowanie pacjentów, a opowieści o kolejkach zna niejeden sądeczanin.

SOR Nowy Sącz: co sądzicie o oddziale?

W sobotni wieczór na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym panuje spokój. Kilku pacjentów czeka przed drzwiami gabinetu. Poza tym pusto. Przy wejściu stoi porzucony wózek inwalidzki, w głębi korytarza straszy stare szpitalne łóżko. Odpadająca z drzwi toalety kartka informuje o zepsutej spłuczce.

Chorzy w milczeniu siedzą w poczekalni, przed drzwiami załoga karetki rozmawia o poprzednim wyjeździe. Spokój nie trwa jednak długo. Po godz. 21 oddział nagle zaczyna pękać w szwach. Pojawiają się tłumy: zaniepokojeni starsi ludzie, rodzice z małymi dziećmi i pierwsze ofiary weekendowych zabaw.

Pacjenci czekają

Na schodach przed wejściem grupa młodych ludzi czeka, aż lekarz zajmie się ich rannym kolegę. - Ten oddział robi na mnie przykre wrażenie - mówi Paweł. - Słyszałem o nim wiele złego od znajomych. Jestem po raz pierwszy, ale już widzę, że mieli rację. Przywieźliśmy kolegę jakiś czas temu, a do tej pory nikt się nim nie zajął.
Przy okienku zdenerwowani rodzice usiłują dowiedzieć się, czy mogą zostać na oddziale z chorym dzieckiem.

Pielęgniarki spokojnie wyjaśniają obowiązujące procedury. W tym czasie karetka przywozi starszą kobietę. Dłuższą chwilę zajmuje przeniesienie pacjentki na łóżko, którym wjeżdża na korytarz, czekając przed windą na dalsze decyzje lekarzy. Gołym okiem widać, że personel nie nadąża z przyjmowaniem kolejnych pacjentów. A nocny dyżur dopiero się zaczyna.

Nie ma lekarzy i pieniędzy

- Naprawdę dokładamy wszelkich starań, by działać jak najlepiej, ale przy obecnej organizacji służby zdrowia nie jesteśmy w stanie nic więcej zrobić. Oddział cierpi z powodu niedofinansowania - wyjaśnia zastępca dyrektora sądeckiego szpitala Andrzej Fugiel, który od września pełni obowiązki ordynatora SOR. - Kolejni lekarze rezygnują z pracy, borykamy się z coraz większymi brakami kadrowymi. Młodzi specjaliści uciekają do Krakowa, gdzie mogą liczyć na lepsze zarobki, starsi nie chcą dyżurować na SOR-ze, bo lekarz tutaj musi liczyć się z wielkim obciążeniem pracą, ogromną odpowiedzialnością i działaniem pod presją czasu.

Poza leczeniem, medycy musza uzupełniać dokumentację medyczną, obsługiwać komputer, a tymczasem pod drzwiami rośnie tłum. Przyjmują nawet 200-300 pacjentów dziennie. - Nie mamy już kim obsadzać dyżurów. Na oddziale jest tylko jeden lub dwóch lekarzy - dodaje Andrzej Fugiel.

Chorych odsyłają na SOR

Słowa ordynatora nie przekonują pacjentów. Skarżą się, ale nazwisk wolą nie ujawniać. - Przyjechałam na oddział z bratową, która bardzo źle się czuła - opowiada pani Danuta. - To starsza kobieta po zawale, bałam się o nią. Chciałam, żeby ktoś udzielił jej pomocy, ale nikt się nami nie zainteresował.

Okazało się, że wcześniej przyjęto czterech pijanych mężczyzn, którzy zaczęli rozrabiać na sali, lekarze właśnie nimi się zajęli. - Dla prawdziwie chorych na SOR-ze nie mają czasu - oburza się sądeczanka.

Wtóruje jej pani Maria: - Nie ma specjalistów, nie ma sprzętu, nic nie ma. A, co najgorsze, czeka się godzinami!
Ordynatora Fugla nie dziwią takie głosy. - SOR to w praktyce jedna wielka przychodnia - mówi. - Kierowani są do nas wszyscy pacjenci.

Wini za to źle działającą podstawową opiekę zdrowotną i przychodnie specjalistycznych, które nie są przygotowane do przyjmowania nagłych przypadków. - Zdarza się, że specjaliści sami zachęcają chorych do przebadania się na SOR-ze, co nie dość, że jest darmowe, to jeszcze pozwala na uniknięcie długich kolejek - wyjaśnia Fugiel. - Pogotowie także nie jest bez winy, bo "zrzuca" nam pacjenta i ciąg dalszy ich nie interesuje.

Pogotowie jest niewinne

Rzecznik Sądeckiego Pogotowia Ratunkowego Krzysztof Olejnik nie zgadza się z obarczeniem odpowiedzialnością za złe funkcjonowanie SOR-u. - Zadanie pogotowia polega na działaniu doraźnym - podkreśla. - Udzielamy pomocy osobom w stanie nagłego zagrożenia. Gdy zespół ratowniczy nie może zaradzić na miejscu, wtedy wiezie pacjenta na Szpitalny Oddział Ratunkowy.

Zaznacza, że wiele wezwań dotyczy zachorowań, w których pacjent powinien dostać pomoc w ramach podstawowej i całodobowej opieki zdrowotnej.

- Niestety, docierają do nas sygnały, że podmioty, które powinny udzielać takiej pomocy, nie czynią tego prawidłowo i cierpiący pacjent musi wzywać pogotowie - przyznaje Krzysztof Olejnik. - Przed przejęciem przez sądecki szpital opieki całodobowej od pogotowia, do takich przypadków jechała specjalna karetka z lekarzem i pacjent najczęściej pozostawał w domu. Obecnie zespół ratowniczy ma ograniczone możliwości diagnostyczne i nie może wypisywać recept, więc musi wieźć pacjenta na SOR.

W szpitalu jest szybciej

Z rozmów z sądeczanami wynika, że pacjenci nie zdają sobie sprawy, do kogo należy się zwrócić w nagłych przypadkach. Brak wiedzy powoduje, że kolejki na SOR-ze wydłużają się coraz bardziej, a niezadowolenie pacjentów rośnie.

W poniedziałkowe popołudnie przybywają tutaj tłumy ludzi. Większość to rodzice z dziećmi kontuzjowanymi podczas lekcji wychowania fizycznego.

- Syn dostał piłką w rękę i może mieć zwichnięty nadgarstek - podejrzewa pani Katarzyna. - Nie poszłam do lekarza rodzinnego, bo byłam w pracy. Teraz mogłabym już nie zdążyć, a na pewno długo czekałabym w kolejce tylko po to, by dostać skierowanie do specjalisty, do którego musiałabym udać się jutro i znów czekać na przyjęcie. Łatwiej przyjść tutaj: czeka się tylko raz i wszystko robią od ręki. Personel niemiły, ale przynajmniej jest szybciej.
Z takiego założenia wychodzi wiele osób. Wszystkie krzesła w poczekalni zajęte, a wciąż pojawiają się nowi pacjenci.

- Byłem na SOR-ze wiele razy. Jestem starszym, schorowanym człowiekiem i często zdarza mi się zasłabnąć - opowiada pan Stanisław. - Lekarze nie poświęcają wiele uwagi pacjentom. Bywają nieprzyjemni. Kiedyś trafiłem do Krynicy i tam jest zupełnie inaczej. W Sączu przydałoby się więcej personelu.

Roszczenia rosną

- Braki kadrowe to ogromny problem, robimy wszystko, by zatrudnić więcej lekarzy - zapewnia ordynator SOR. - Niestety, nie ma chętnych. Doszło do tego, że ściągnięto mnie z urlopu, bo ktoś musiał pełnić dyżur na SOR. Ten oddział spędza mi sen z powiek. Gdy miałem wolne, budziłem się w nocy, myśląc, że za chwilę zadzwoni ktoś ze szpitala z informacją, że znów mamy jakiś kłopot.

Przekonuje, że personel pracuje najlepiej, jak to możliwe w tych warunkach: - Pod naszą opieką jest 270 tysięcy osób. Nie da się na każdego pacjenta przeznaczyć tyle czasu, ile się od nas wymaga. Prawda jest też taka, że połowa w ogóle nie powinna znaleźć się na SOR-ze. Przychodzą na darmowe badania i zajmują miejsce chorym naprawdę potrzebującym pomocy.

Problemem są też roszczenia pacjentów: - Pretensje rosną. Każdy chce być obsłużony szybko. Wymaga, by jak w serialu "Na dobre i na złe" pacjenta witał uśmiechnięty lekarz, który w okamgnieniu uzdrowi chorego, poświęci mu wiele czasu i uwagi, a na koniec pogłaszcze po głowie. Niestety, nie ma Leśnej Góry, jest za to totalne niedofinansowanie i chaos organizacyjny. Jeżeli nic się nie zmieni, to czeka nas dramat.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wielki Piątek u Ewangelików. Opowiada bp Marcin Hintz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nowysacz.naszemiasto.pl Nasze Miasto