Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

'Studniówka' za dawnych lat

Arkadiusz Arendowski, Stanisław Śmierciak
Poloneza czas zacząć!" - takim wezwaniem uczniowie klas maturalnych od lat otwierają bale studniówkowe. Choć tradycja sięga killkudziesięciu lat, dziś z dawnych balów, poza czerwonymi podwiązkami u dziewcząt, niewiele zostało. Kiedyś była to skromna zabawa przy szkolnej orkiestrze, teraz to wystawne przyjęcia w drogich klubach i restauracjach.

Tradycja balów studniówkowych na Sądecczyźnie sięga lat 60. minionego wieku. Do 1965 roku niepodzielnie królował bal pomaturalny, tzw. komers. Odbywał się najczęściej w szkole, obowiązywały stroje galowe, ale bez sztywnych zasad. Nie było takich ograniczeń jak na zabawach szkolnych. Choć młodzież była już pełnoletnia, tępiono picie alkoholu. Przygrywała orkiestra, zabawa kończyła się najpóźniej o godzinie drugiej w nocy.

Dlaczego teraz najczęściej organizujemy bale na sto dni przed egzaminem dojrzałości? Jedni mówią, że to symbolika zaczerpnięta wprost od Napoleona, który miał dokładnie tyle samo czasu na odbudowanie cesarstwa. Inni ujmują spawę prościej. 100 dni ma oznaczać czas wytężonej pracy, która ma umożliwić pomyślne zdanie matury i otworzenie przed maturzystami nowych możliwości. Studniówka spełnia więc rolę "ostatniego rozluźnienia".

W Nowym Sączu wiele osób pamięta, jak wyglądały dawne studniówki. Jednak prawdziwym ekspertem, można by rzec, jest Aleksander Rybski, wieloletni dyrektor I Liceum Ogólnokształcącego im. Jana Długosza, najstarszej szkoły średniej na Sądecczyźnie.

- Gdyby podliczyć, to mogę śmiało powiedzieć, że bawiłem się na ponad dwustu balach studniówkowych - wspomina z uśmiechem Rybski. - Pierwszy to był mój własny w 1968 roku, kiedy kończyłem naukę w moim liceum. Oczywiście tym pierwszym imienia Długosza. Kolejne pamiętam z czasów, gdy zacząłem tutaj pracować jako nauczyciel, a później jako dyrektor szkoły.

Na początku organizowano skromne zabawy szkolne. Trwały zaledwie kilka godzin, zwykle od 16 do 21. Uczestniczyli w nich tylko i wyłącznie uczniowie ostatnich klas tej samej szkoły. Do tańca przygrywał uczniowski zespół. Tańczyło się do przebojów Beatlesów i Czerwonych Gitar.

- O godzinie dziewiątej wychodził na środek wychowawca i mówił: "Występuję w imieniu dyrekcji pierwszego liceum. Jest godzina dwudziesta pierwsza. Kończymy zabawę." Zwykle dawał się uprosić jeszcze na dwa, trzy tańce, a później był absolutny koniec balu - opowiada dyrektor "Długosza". Mimo ograniczeń, bardzo miło wspomina swoją studniówkę. Ówcześni uczniowie chętnie korzystali z wszelkich okazji do zabawy.

- Bardziej popularne były wtedy komersy, czyli bale pomaturalne. Nauczyciele traktowali abiturientów jak równych sobie. Dopiero podczas komersu można było z nimi oficjalnie wypić kielicha - dodaje.

Na dawnych, sądeckich studniówkach nie było żadnych występów artystycznych. Ogólne podziękowania dla grona nauczycielskiego i życzenia powodzenia dla uczniów przygotowywał samorząd klas maturalnych. Potem wręczano kwiaty nauczycielom. - I to wszystko - mówi Rybski.

Dziś program artystyczny na studniówkach jest znacznie rozbudowany. Oprócz części oficjalnej, w której wręcza się kwiaty i drobne upominki wychowawcom i nauczycielom, jest również część rozrywkowa. Zwykle obfituje w skecze, humorystyczne wierszyki i piosenki o uczniach i nauczycielach, a nawet prezentacje multimedialne, pokazujące, jak zmieniała się klasa przez kilka lat nauki w szkole. Te występy przygotowują sami uczniowie.

W przypadku sądeckiego pierwszego ogólniaka te klasowe programy bywają prawdziwymi wręcz profesjnalnymi show. Nikt nie angażuje artystów. Występują sami - maturzystki i maturzyści. Szkoła przecież nie tylko uczy i przygotowuje do matury. Również sprzyja rozwijaniu zdolności i pasji artystycznych uczniów. Służą temu m.in. coroczne festiwale młodych talentów. Kiedy na studniówce bawi się któryś z laureatów takiego festiwalu, a bywa że jest ich kilkoro, wtedy zabawa jest jak na najlepszej rewii.

- Czy przesadzam w tym chwaleniu młodzieży i liceum? - zastanawia się Rybski. - Absolutnie nie! Wystarczy w kilka lat po maturze przyjrzeć się ich dalszym artystycznym losom. Leszek Wótowicz jest filarem krakowskiej "Piwnicy pod Baranami", Ewelina Marciniak profesjonalnie śpiewa poezję, Małgorzata Szarek śpiewa jazz, siostry Paulina i Karolina Chapkówny są aktorkami w teatrach i serialach telewizyjnych, Przemysław Daszkiewicz to uznany poeta i autor tekstów piosenek. Katarzyna Węglowska-Król po okresie fascynacji baletem klasycznym realizuje się w Krakowskim Teatrze Tańca. Niemal wszsycy z tych artystów przeszli sceniczną edukację u byłej wicedyrektor I LO Barbary Porzucek i zabawiali uczestników studniówek.

Ogromną ewolucję, jeśli nie rewolucję, można dziś dostrzec w studniówkowym menu. Dawniej zbierał się komitet rodzicielski, który przygotowywał pączki, kilka ciast, kanapki, gorącą herbatę i zimne napoje. Wszyscy uczniowie składali się i każdemu coś się należało.

Teraz - jak zauważa dyrektor "jedynki" - rodzice uczniów przesadzają z jedzeniem. - Studniówki przerodziły się w małe wesela - opowiada. - Kilka gorących dań, mnóstwo zakąsek, ciast i owoców, których uczniowie nie są w stanie zjeść - dodaje.

Maturzyści z końca lat 60. musieli sobie radzić jeszcze z jednym problemem, którego dzisiaj nikt nie pamięta. Szkoły były wtedy podzielone na męskie i żeńskie. W pierwszym liceum uczyli się tylko chłopcy, natomiast w drugim tylko dziewczęta. - Mój rocznik był pierwszym, który wprowadził koedukacyjne studniówki. Byliśmy wtedy bardzo mocno zaprzyjaźnieni z drugim liceum, dlatego zaczęliśmy organizować wspólne bale. Raz w jednej, raz w drugiej szkole. Łatwo domyślić się dlaczego - uśmiecha się dyrektor.

W latach 70. w obydwu szkołach powstały mieszane klasy. To znacznie uprościło wspólne, damsko-męskie zabawy. Stopniowo studniówki zaczęły się rozrastać. Wzrost liczby uczniów sprawił, że dyrekcje szkół przenosiły zabawy z korytarzy do sal gimnastycznych. - Nasza była tak zimna, że nie dało się tam wytrzymać. Dlatego wypożyczaliśmy sale w innych szkołach lub szukaliśmy lokali zastępczych - wspomina Rybski.

Do dziś pamięta, jak na jedną ze studniówek Straż Graniczna wypożyczyła siatki maskujące i dmuchawy. - Bawiliśmy się w ciepłym i przytulnym pomieszczeniu - zauważa rozmarzony.

Pod koniec lat 90. tradycja urządzania studniówkowych balów w szkołach zaczęła coraz bardziej zanikać. Rodzice mieli coraz mniej czasu na organizowanie zabaw. Woleli zapłacić nawet kilkaset złotych, byle uniknąć czasochłonnych przygotowań. Obecnie prawie każda klasa I LO ma osobną studniówkę w lokalu gastronomicznym lub klubie poza szkołą.

- Nie jestem temu przeciwny. Młodzi ludzie, którzy kończą szkołę średnią i wkraczają w dorosłe życie, powinni wiedzieć, jak się zachować. Dlatego studniówki powinny być balami z prawdziwego zdarzenia, zorganizowanymi z prawdziwą pompą - przekonuje dyrektor Rybski.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Instahistorie z VIKI GABOR

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nowysacz.naszemiasto.pl Nasze Miasto