Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Szmaciarski biznes

Henryk SZEWCZYK
W ciucholandzie w Merkurym kiwają ludziÉ	<p>
Fot. Henryk SZEWCZYK
W ciucholandzie w Merkurym kiwają ludziÉ <p> Fot. Henryk SZEWCZYK
Dziewczny opowiadają, że zostały ordynarnie wykorzystane. Właściciel firmy tłumaczy, że to była rozmowa kwalifikacyjna i że jest poważnym biznesmenem, a nie oszustem.

Dziewczny opowiadają, że zostały ordynarnie wykorzystane. Właściciel firmy tłumaczy, że to była rozmowa kwalifikacyjna i że jest poważnym biznesmenem, a nie oszustem.

- Opiszcie ten sklep, żeby innych nie nabierali, to jest straszne świństwo! - płakała do słuchawki młoda sądeczanka (nazwisko do wiadomości redakcji). Dziewczyna pokończyła szkoły i od roku desperacko szuka pracy. Serce zabiło jej mocniej na widok kartki ciucholandu, który potrzebował pracowników. To był sklep firmy ,Roban" na drugim piętrze Merkurego w centrum Nowego Sącza.

Zgłosiła się. Kierowniczka zapisała ją w zeszyciku. Miała przyjść do pracy na próbę. W oznaczonym dniu nie przyszła, lecz na skrzydłach przyleciała do sklepu. Dała z siebie wszystko. Nie tylko układała towar na półkach, ale też zamiatała podłogę i biegała ze ścierką. Strasznie się starała, tak bardzo chciała pokazać, że umie pracować, niestety, nie doczekała się oferty zatrudnienia. Nie dostała też żadnych pieniędzy za dzień harówki.

- Oni tam mają cały zeszycik wypełniony nazwiskami kandydatek do pracy, codziennie testują inne dziewczyny, znaleźli sobie sposób na bezpłatną siłę roboczą - łkała młoda Czytelniczka.

Reporter w szmateksie

Wspinam się na II piętro Merkurego. Ciucholand, jak ciucholand. Wpadł mi w oko fajny polar za 10 zł, ale przecież nie po to przyszedłem. Między półkami krążą same panie. Mężczyzna musi tu być rzadkością, bo natychmiast uprzejme ekspedientki zaoferowały mi pomoc.

Niestety, nie spytałem ich o rozmiar polaru, lecz jak długo tu pracują. Zmieszały się, a gdy wyjaśniłem cel wizyty, jeszcze bardziej. Prowadzą mnie do kierowniczki. Kobieta w średnim wieku potwierdza, że na polecenie szefa wywiesiła kartkę o naborze do pracy i sprawdzała przydatność kolejnych dziewczyn. Kierowniczka pokazuje mi zeszycik z nazwiskami ,praktykantek". Kartkuje strony, na oko kilkanaście nazwisk.

- Ale nie wszystkie zapisane dziewczyny zgłosiły się - zastrzega kierowniczka i dodaje, że ,praktykantki" wiedziały, że pracują za darmo.

- Wiedziały? - wybałuszyłem oczy. Na koniec wydusiłem z kierowniczki, że szef nie przyjął jeszcze żadnej pracownicy z tych ,testowanych", ale to nie znaczy, że nie przyjmie.

To jakieś brednie!

Centrala Firmy Eksport-Import Roban handlującej na dużą skalę używaną odzieżą z Zachodu mieści się w Zabierzowie pod Krakowem. Zadzwoniłem.

- Piszę artykuł o dziewczynach, które w pana sklepie w Nowym Sączu pracowały jeden dzień i nie otrzymały wynagrodzenia.

- To jakieś brednie! - oburzył się właściciel Roman Baniowski. Dodał, że nie rozmawia przez telefon i zaprosił mnie do Zabierzowa.

Nie dałem się zbyć. Przesłałem pytania faksem: ,W jaki sposób i kiedy zamierza Pan wynagrodzić tym dziewczynom cały dzień ciężkiej pracy, w którym dały z siebie wszystko? Czy firma stosuje podobne praktyki w innych swoich placówkach i czy jej standardowe hasło ?Tania odzież= oznacza ?tani, a najlepiej bezpłatny pracownik=? Czy pan słyszał o etyce w biznesie?"

Na odpowiedź przyszło mi czekać długie dwa dni. Nareszcie faks wypluł odpowiedź z Zabierzowa.

Rozmowa kwalifikacyjna

Na wstępie właścicel firmy Roban informuje, że w okresie od 6 września do 6 października br. do pracy w jego sklepie w Merkurym ,zgłosiło się 18 chętnych, a zostało zatrudnionych 2 sprzedawców (co stanowi 11 proc").

- Informacja, która do Państwa dotarła pochodzi od rozgoryczonych, niepracujących Pań - stwierdza Roman Baniowski. - Rozmowa kwalifikacyjna obejmowała pobyt kandydatek w sklepie. Osoby te nie wykonywały pracy, nie były dopuszczone do pracy, a jedynie miały zapoznać się z charakterem pracy i zakresem obowiązków oraz po uzyskaniu tej wiedzy zaprezentować swoje umiejętności. Wobec tego nieprawdą jest, jakoby dziewczęta cały dzień ciężko pracowały.

Dalej biznesmen z Zabierzowa tłumaczy, że jego firma stale rozwija się i powiększa zatrudnienie (300 osób, w trzech sądeckich ciucholandach zatrudnia 14 osób na umowę o pracę i 4 - umowę zlecenie) ,nie może jednak w żaden sposób przyjąć na siebie jakiejkolwiek odpowiedzialności za bezrobocie i frustrację z niego wynikająceÉ

- Zatrudnienie przeze mnie osób bezrobotnych z terenu Nowego Sącza powinno raczej zasługiwać na promocję i wsparcie firmy, a nie na krytykę i szykany - skarży się właściciel firmy, dodając na koniec, że ,wykonywanie pracy sprzedawcy wymaga pewnych predyspozycji, których zweryfikowanie u kandydata może nastąpić jedynie poprzez sprawdzenie umiejętności poruszania się po sklepie, kontaktu z klientem oraz współdziałania w zespoleÉ"

Na czym polega sztuka ,poruszania się po sklepie" i czy w jeden dzień można sprawdzić umiejętność gry zespołowej tego przedsiębiorca od przechodzonych ciuchów, niestety nie wyjaśnił.

Brzydko to pachnie

- Jak Pan to skomentuje? - zapytaliśmy Franciszka Kocańdę, szefa Państwowej Inspekcji Pracy w Nowym Sączu.

- Nie mam pełnej wiedzy o sprawie - zastrzega się Kocańda - ale to mi brzydko pachnie - żerowaniem na naiwności i niedoświadczeniu młodych dziewczyn w warunkach panującego głodu pracy. Nie wolno, nawet na próbę, zatrudniać pracownika bez umowy o pracę albo umowy cywilno-prawnej.

Kocańda cytuje art. 29, par. 2 kodeksu pracy: ,Jeżeli umowa o pracę nie została zawarta z zachowaniem formy pisemnej, pracodawca winien najpóźnej w dniu rozpoczęcia pracy przez pracownika potwierdzić pracownikowi na piśmie ustalenia co do najważniejszych jej warunków".

Nieważne, czy chodzi o jeden dzień, czy o trzy miesiące. Dawniej można było zatrudnić pracownika bez umowy do 7 dni, ale właśnie dlatego, że pracodawcy fundowali sobie darmowych pracowników na tydzień, ten przepis został zmieniony od 1 stycznia br.

- Te dziewczyny ponoć zgodziły się pracować na próbę za darmo - nie ustępuje ,Krakowska".

- Nie ma pracy bez wynagrodzenia - podkreśla Kocańda. - Pracownik nie może się zrzec prawa do wynagrodzenia ani przenieść tego prawa na inne osoby, tak mówi art. 84 kodeksu pracy.

Co mają robić te dziewczyny? - Co tu radzić? - zastanawia się szef inspekcji pracy. - Mogłyby złożyć pozew do sądu pracy o należne im wynagrodzenie, ale tu chodzi o zapłatę za jeden dzień i pewnie żadna z nich nie zdecyduje się, bo skórka niewarta wyprawki. No, cóż - zdobyły gorzkie doświadczenie na rynku pracyÉ

Morał z tej historii taki, że nie zawsze należy się cieszyć z zakupu w ciucholandzie polaru za 10 zł lub kiecki za 4 zł, bo nie wiadomo, czyimi łzami została ta taniocha okupiona.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Zwolnienia grupowe w Polsce. Ekspert uspokaja

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nowysacz.naszemiasto.pl Nasze Miasto