Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Trochę Dziki Zachód, czyli Łącko wieczorową porą

Katarzyna Janiszewska
Taka spokojna miejscowość. Ten spokój jest zwodniczy i kończy się o zmroku. A problemy wcale niełatwe do rozwiązania
Taka spokojna miejscowość. Ten spokój jest zwodniczy i kończy się o zmroku. A problemy wcale niełatwe do rozwiązania Stanisław Śmierciak
Mieszkanka Łącka rozumie, jak chłopaki się leją między sobą. Bo to się często zdarza. Ale żeby obcych ludzi atakować? I to z małym dzieckiem!? O napadzie, który poruszył znaną sądecką miejscowość - pisze Katarzyna Janiszewska

Cwaniak: - Jadę sobie spokojnie swoim mercem S-klasą. Moja pani prowadzi. Właśnie z term wracamy. Kolega z żoną i dziecko z nami podróżują. Piękny, ciepły wieczór, godzina dziesiąta, może kwadrans po. Przejeżdżaliśmy akurat przez rynek w Łącku. Aż tu nagle, na łuku, przy mijaniu placu, drogę nam zastąpili. Trzech mężczyzn, wyrośli jak spod ziemi. Żona wóz zatrzymała i wtedy się zaczęło. Nie wiedzieć czemu, przypuścili atak. Kopali samochód, chyba chcieli rzucać kamieniami. Wysiedliśmy szybko, żeby pań bronić i dziecka. Tłukło nas ośmiu, może i dziesięciu, kopali po głowach. Myślałem, że już po mnie, że nie przeżyjemy!

Kozak: - Siedzieliśmy z kumplami w rynku. Wypiliśmy parę kielichów, i tak jakoś wyszło. Przechodzimy przez jezdnię, kolega szedł ostatni. A tu kurcze auto na niego wali z prędkością. Mało nie zginął pod kołami. Kierowca z piskiem opon w ostatniej chwili zahamował. Gość podkręcił szybę, wystawił głowę i drze się: jak, kurwa, leziesz wieśniaku! Jeszcze na nas trąbił. I tak od słowa do słowa wywiązała się sprzeczka. Wtedy tamten wysiadł i zaczął kolegę okładać pięściami. Podbiegliśmy go ratować. Ci z merca parę razy dostali po gębie, zwykła szarpanina, nic wielkiego. Odjechaliby i po sprawie. A tu wielką aferę zrobili. Dziecka nie widziałem, to nie powiem, czy było, bo do auta nie zaglądałem.
Bilans wieczornego spotkania: urwane lusterko, złamanie kości prawego oczodołu, urażona męska duma. "Kozaki" 1:0, plus dozór policji i sprawa w prokuraturze.

Wieś spokojna?
Łącko, mała wioska w powiecie nowosądeckim, dotąd najbardziej znana z produkcji śliwowicy. Ryneczek składa się z kilku ławek, niewielkiego parkingu dla samochodów, banku i pawilonu handlowego. Nieopodal urząd gminy, kilka sklepów. Biegnąca przez wieś główna droga to przelotówka do Nowego Sącza i Szczawnicy.Mieszkańcy okolicznych miejscowości przyjeżdżają tu na zakupy. W sklepach ruch, co chwilę ktoś wychodzi z siatkami.

Po południu ulice zaczynają pustoszeć. Zamykają się urzędy, bank i posterunek policji. Na parkingu zostają nieliczne samochody. Zapada senna atmosfera. Cisza i spokój, jest sielsko i anielsko - mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka.

To, co zdarzyło się w niedzielny wieczór, zbulwersowało mieszkańców. Niektórzy próbują dociekać: kto zaczął? Może to tamci sprowokowali do bitki łąckich chłopaków? Może po prostu trafił swój na swego?
Prokuratura twierdzi, że nie było skakania po samochodzie, rzucania kamieniami. Że napastników było mniej, obrażenia ofiar nie są tak groźne, a zniszczenia samochodu nie tak wielkie, jak się mówiło.

Szczegóły nie są jednak najważniejsze. Ważne jest to, że mieszkańcy nie czują się w swojej wsi bezpiecznie. I to, że uczestnicy niedzielnej bójki są znani policji nie od dziś. Wiele mówi też fakt, że Łącko, mające 3 tys. mieszkańców, ma 11 kamer monitoringu. Nowy Sącz, miasto z 87 tys. ludzi, ma takich kamer 10.

Wójt, który kazał zamontować we wsi monitoring, robi dobrą minę. - Gdybym nie czuł się w Łącku bezpiecznie, tobym się wyprowadził - przekonuje Franciszek Młynarczyk. - Takie zdarzenie nie przynosi nam chluby. Pewnie ludzie dwa razy się teraz zastanowią, czy do nas przyjechać. Ale zrobimy co w naszej mocy, by się to nie powtórzyło. Zawsze większe zagrożenie było w mieście. A teraz to wszystko się udziela wsi spokojnej.

Jest ich kilku, może kilkunastu. Młodzi, często bez pracy, wykształcenia i perspektyw. Taka "grupa trzymająca władzę". Nieformalnie rządzą w Łącku, wieczorami wioska jest nich.
- Ja proszę panią czuję się bezpiecznie - mówi kobieta zagadnięta na ulicy. - Pracuję do godz. 15, wracam do domu i już nie wychodzę. Tyle. Więcej nic nie powiem.

Totalne bezkrólewie
Pani z synem: Mieszkam sama z dzieckiem w takiej okolicy, że wieczorem boję się wychodzić z domu. Wszędzie pełno łobuzów, bandziorów. Ostatnio napadli i pobili sąsiada. A jeszcze wcześniej zaczaili się na księdza, jak wracał z kolędowania.

- Dzień po dniu jacyś wandale wybijali mi szyby. Mężowi samochód zniszczyli. Co chwilę chuligani demolują wieś: mury obsmarowane, ławki do rzeki wrzucają. Wiecznie przesiadują w rynku i piją. Myślą, że wszystko im wolno, że są panami Łącka - mówi inna kobieta..

Starszy, siwy pan: Ja to bym nawet tych chłopaków tak nie winił. Pewnie im czegoś w życiu zabrakło. Może uwagi rodziców, twardej ręki? Poszedłby jeden z drugim do pracy, zajął się czymś pożytecznym. Ale jak tatuś za wszystko płaci, to nie ma motywacji.

Ludzie w Łącku mówią tak: ojciec jednego ma pieniądze i zdeprawował syna. Jak młody coś przeskrobie, to chodzi, zabiega, żeby sprawy nie było. Drugi ma ojca pijaka, czyli przykład żaden. Edukację skończył na gimnazjum i wszyscy odetchnęli z ulgą, kiedy opuścił mury szkoły. Trzeci z nich do tej pory był najspokojniejszy.

Młoda kobieta z dzieckiem broni "kozaków": To nie są złe chłopaki, trochę się pogubili. Szkoda mi ich matek. Różne wybryki uskuteczniali, ale teraz przesadzili. Ja rozumiem jeszcze, jak się leją między sobą. Bo to się często zdarza. Ale żeby obcych ludzi atakować? I to z małym dzieckiem! Ja się czuje bezpiecznie, bo ich znam. Jesteśmy na "cześć". Ale nie dziwię się, że inni się boją. Bo oni mają swoje odchyły. Tyle tu tych wszystkich wódek, pewnie coś wymieszali. No i odbiło im.

Wójt Młynarczyk: Nuda nie jest tu żadnym usprawiedliwieniem. Mamy przecież Orlika, boisko sportowe, gdzie młodzi mogą grać w piłkę. Wiem, że marzą o basenie, ale u nas jest niemożliwy do utrzymania. Mamy orkiestrę, zespół folklorystyczny. Jest świetlica środowiskowa, internet, gry. Ale takich to nie zainteresuje.

Dzieją się dziwne rzeczy
Posterunek w Łącku jest czynny kilka godzin w ciągu dnia. Na 16 wsi, które pod niego podlegają, jest zaledwie sześć policyjnych etatów. Ale na ich zwiększenie nie ma szans. - Utrzymanie starych budynków kosztuje - zauważa Witold Bodziony, komendant sądeckiej policji. - W ramach racjonalizacji kosztów lepiej byłoby skoncentrować się na większych komisariatach i zapewnić im całodobową obsadę. Mimo to, nie ma mowy, żebym zlikwidował posterunek w Łącku. Za dużo dziwnych rzeczy się tam dzieje.

- Może to sprawa krewkiego temperamentu górali? Bo komendant przyznaje, że to nie tylko problem Łącka. W Piwnicznej specjalizują się w naruszaniu nietykalności policjantów. W Nawojowej jest dużo przemocy w rodzinie. W Nowym Sączu nagminne jest niszczenie mienia.
Rodzice "kozaków" są wściekli, że z synów robi się bandytów.

Ojciec: W każdej miejscowości jest grupa trudnej młodzieży. Ale czy ktoś z gminy wyciągnął do nich rękę,przyszedł, porozmawiał, zapytał: może szukasz pracy? Dla najlepszych dają stypendia. Nasze dzieci tylko potępiają. Pracodawca zaraz pyta czy nie karany. A jak był wyrok, pracy nie da. Mogą tylko iść na budowę, dorywczo, bez ubezpieczenia. Nie mają roboty, to piją. W Łącku brakuje domu kultury, ale za to co 200, 300 metrów jest bar z alkoholem.

Siostra: Każdy ma coś na sumieniu. Nie chcemy się wybielać, tylko normalnie żyć. A czujemy się szykanowani. Tamci w samochodzie zachowywali się bardzo agresywnie. Jak wiedzieli, że wiozą dziecko, to po co prowokowali bójkę? Nie musieli wyskakiwać z pięściami.

Dobry chłopak jest
Ojciec: To spokojny chłopiec. Tylko go pech życiowy prześladuje. Zawsze się znajdzie nie w tym miejscu, co powinien. A co miał robić? Stać i patrzeć, jak kolegę biją? Są tacy, co chuliganią całe życie i im się udaje. A mój jest w niełasce. Trzeba dać młodym szansę. Z głupoty się wyrasta.

Mama nr I: Syn tylko raz miał jakąś sprawę, że tam radio z samochodu wyrwał, czy coś. A tak to pracuje, nawet mi pieniądze daje. Teraz dusi, przeżywa strasznie. Czuje się zaszczuty. Wstydzi się nawet wyjść do sklepu. A przecież gorsze przekręty się dzieją.

Matka nr II: Gdzie chłopcy pójdą, to ich dołują. Teraz, to już nikt im pracy nie da. Ludzie są jak wilki. Tu wszyscy się znają, każdy wie, o kogo chodzi. Ale nikt nic nie powie, tylko się pod nosem uśmiechają.

Czują się bezkarni
Bodziony przyznaje, że wszyscy trzej od dawna są w kręgu zainteresowań policji. - Niektórzy z nich nie są aniołkami - twierdzi komendant. - Byli notowani za uszkodzenia mienia, zakłócanie porządku, znieważenie policjanta. Przewijają się przy różnych bójkach na dyskotekach. Problem w tym, że zwykle biją się po sąsiedzku. I poszkodowany często nie składa zawiadomienia.

- To mały teren - zauważa Bodziony. - Czują się bezkarni, bo mogą zastraszyć ofiarę,. Czasem dogadują się z pokrzywdzonym. Tak było z właścicielem sklepu, któremu wybijali szyby. Dostał pieniądze i wycofał sprawę. Ale my nie odpuścimy.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nowysacz.naszemiasto.pl Nasze Miasto