Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wywiad. Wojciech Mann o swojej książce

red
Wojciech Mann
Wojciech Mann Fot. Ola Braciszewska
Dziennikarz muzyczny związany z Programem Trzecim Polskiego Radia. Maniak prowadzący audycje po ciemku i bez granic. Wybredny słuchacz, poszukujący wartości w muzyce. Do niedawna również prowadzący „Szansę na sukces” w telewizyjnej Dwójce. Powraca z klasyką polskiego humoru w książce „Kroniki wariata z kraju i ze świata”. O swojej najnowszej publikacji opowie Wojciech Mann.

KK, ES: W swojej książce skupia się Pan przede wszystkim na czasach minionych, na sytuacjach, które bardziej lub mniej wiążą się ze starymi audycjami Trójki. Co spowodowało, że zdecydował się Pan wrócić do tego okresu i dlaczego właśnie teraz?

WM: Głównie spowodowało to Wydawnictwo, które od chwili wydania poprzedniej mojej książki, zabiegało o to, żebym coś przygotował. Mnie się nie chciało, bo jestem leniem, ale w związku z tym, że gdzieś tam wygrzebałem przy pomocy Grześka Wasowskiego (dziennikarz muzyczny, aktor, współtwórca audycji „Nie tylko dla orłów” - przypis autorek) trochę starych tekstów, sprawdziłem w moim archiwum i w komputerze, że są jeszcze inne rzeczy, to zaproponowałem wybór tych radiowych - i nie tylko - kawałków. Oni to zaakceptowali. I tyle. Oczywiście po wstępnych rozmowach, kiedy rzeczywiście widziałem, że już się nie wymigam i będę musiał to poskładać, no to się przyłożyłem o tyle, że dokonałem wyboru - część rzeczy napisałem od nowa, inne adaptowałem. Włożyłem w to jakąś pracę, żeby nie było to tylko takim... nie chcę powiedzieć śmietnikiem, ale zrzutem staroci.

I dlaczego właśnie te starocie? To jest bardzo specyficzny rodzaj poczucia humoru. Czy myśli Pan, że ma on dzisiaj siłę przebicia?

Szczerze mówiąc, nie zastanawiałem się czy ma siłę przebicia i postanowiłem sprawdzić to niejako post factum - czy ludzie to kupią i jak ta książka będzie przyjęta. I mam głosy nie najgorsze. Okazało się, że nie było to takim głupim pomysłem.

Przyznał Pan, że bohaterowie wszystkich historii przedstawionych w „Kronikach...” nie mają swoich odpowiedników w rzeczywistości. Ale jednak nie da się ukryć, że każdy z nich reprezentuję jakąś postawę, jakieś zachowanie. Co Pana zmotywowało, co było inspiracją do stworzenia tak absurdalnych, a jednocześnie bardzo szczerych postaci?

Wie Pani, głownie mnie inspirowało to, że ja w ogóle nie jestem zwolennikiem - jeśli mówimy o działalności humorystycznej czy satyrycznej - opierania tego na zwidkach. Jest pewna grupa kabaretowców czy autorów, którzy uwielbiają przyklejać się do istniejących osób i robić z tego materiał. Ja jestem bliższy takiemu podejściu, nieco abstrakcyjnemu i jednocześnie pozwalającemu odbiorcy samodzielnie decydować czy im to coś przypominało, czy nie jest nimi samymi.

Gandalf, doktor Wycior i magister Czupurny to postaci z „Nie tylko dla orłów”. Czy wszyscy bohaterowie, którzy znaleźli się w Pańskiej książce są odpowiednikami z przeszłości czy może podczas pisania zrodziły się jakieś nowe charaktery?

No nie. Tam rzeczywiście są - obok kiedyś radiowych, takich jak Pan Henio, doktor Wycior - nowsze i napisane w ogóle od zera. Cała historia małżeństwa Państwa Koźlików jest nie-radiowa i jest nowsza. Także magister Czupurny nie był nigdy postacią radiową tylko wymyśloną na potrzeby telewizji. No, jest to pomieszane.

A czy imiona bohaterów wskazują nam na jakieś ich cechy, na jakiś szerszy kontekst? Czy można na podstawie tych imion coś o nich powiedzieć?

Jeśli chodzi o mój zamysł, to na nic nie wskazują. Po prostu. Jedne mi się wydały zabawne, inne pasujące do charakteru postaci i zupełnie abstrakcyjne.

Odnosząc się do bohaterów „Kronik...”, każdy z nich prezentuje pewną uniwersalną postawę, jakieś zachowanie. Takie działania, które ludzie podejmują w trudnych sytuacjach. A czy Pan osobiście znalazł się kiedykolwiek w sytuacji, która zdawała się nie mieć wyjścia i jak Pan sobie z nią poradził?

Żyję na tyle długo, że trochę sytuacji - nazwijmy to „trudnych” - napotkałem. I odpowiedź jest dość... właściwie nie możliwa, bo każda sytuacja wymaga jakiegoś zachowania, jakiejś reakcji. Nie ma tutaj szablonu. Ale mogę powiedzieć, że - to nie będzie specjalnie odkrywcze - pomaga tak zwana chłodna głowa i uzyskanie pewnego dystansu do tego, co jest do rozwiązania. Zgodnie ze starą, ludową maksymą „co nagle to po diable.”

A czy jest zatem taka postać, tak nieprzewidywalna, niesztampowa, która mimo wszystko w jakiś sposób oddaje Pańskie cechy charakteru?

Moje cechy? Tu mnie Pani zaskoczyła, nie myślałem nigdy o tym.

Czy przelał Pan chociaż część swojej osobowości w któregoś z bohaterów „Kronik...”?

Jeżeli nawet coś takiego nastąpiło, to absolutnie bez mojej świadomości. Wymyślając te teksty kiedyś do radia a później trochę dla siebie, bo nie wiedziałem, że będą publikowane, raczej kierowałem się takim zamierzeniem, że chciałem, aby to było śmieszne, zaskakujące. Moje własne życie - odzwierciedlenie miało niewielkie. Jest to owszem, tu i ówdzie, jakiś rodzaj parodii pewnych istniejących sytuacji, osób czy programów. Ale to nie tak, że coś przeżyłem, potem przetworzyłem i napisałem tekścik.

Cytując jednego z bohaterów „moja żona ukochana często piękna jest już z rana”. Skąd takie podejście do kobiet? Dlaczego ukazuje je Pan jako infantylne, mało ważne istoty, zajmujące się prawie wyłącznie kwestiami własnej cielesności lub poszukiwaniami rozwiązań wymyślonych problemów?

To wynika trochę z przekory. Bardzo lubię, kiedy kobiety się oburzają.

A czy pacjenci, chociaż może lepiej nazwać ich ofiarami, doktora Wyciora to autentyczni klienci nieudolnej służby zdrowia czy postacie fikcyjne? Dlaczego Pan tak dużo miejsca poświęcił na wnikliwe spojrzenie w sytuację polskiego szpitala, polskiej służby zdrowia? Czy nie uważa Pan, że Polacy mają już dość tych tematów i zbyt dużo własnych negatywnych doświadczeń?

Mogą mieć, ale jedna sprawa to jest mieć dość prawdziwych kłopotów i bałaganu w służbie zdrowia, a druga sprawa to poczytać coś, co jest książką, fikcją i satyrą. Jeśli komuś przychodzi na myśl prawdziwe przeżycie, jakaś sytuacja, w której doktor zrobił komuś zastrzyk, nie nakładając na strzykawkę igły, to jest trochę przerażające. Znowu muszę jednak powiedzieć, że to wyłącznie wynika z dramaturgii takiego miejsca jak przychodnia czy szpital, w których pojawiają się najróżniejsze typy ludzkie i lekarze, którzy nie są półbogami. Są tak samo ludźmi. Oczywiście to taka trochę zabawa w grozę, bo pomyłka lekarza jest o wiele bardziej brzemienna w skutkach niż pomyłka ślusarza. Ale jest coś takiego, jak nazwijmy to, czarny humor i tutaj się on objawia.

Czy fikcją są też przedstawione w książce gry i zabawy dla najmłodszych? A może wypływają one z Pańskich upodobań?

(śmiech) Nie, nigdy nie grałem ani w glutki ani w nic innego. Wymyśliłem to wyłącznie, próbując wykreować jakąś taką groteskową rzeczywistość. Nie wiem, może Panie mają poczucie, że jestem dewiantem, który takie swoje życiowe doświadczenia przekłada na strony książki, ale nie przekonam Pań, jeśli będziecie tak myślały. Tak jednak nie jest.

Nawiązując teraz do Pana przedostatniej książki. Nie obawiał się Pan, że fani Pana muzycznego gustu będą zawiedzeni brakiem wskazówek muzycznych w nowej publikacji? Dlaczego zdecydował się Pan na powrót Wojciecha Manna kabareciarza, pozostawiając Wojciecha Manna znawcę muzyki nieco na uboczu?

Dlatego, że ja się dość łatwo wcielam w rolę recenzenta tego, co robię sam. Uznałem, że napisanie dalszego ciągu czegoś co już wyszło byłoby nudziarstwem. Już coś na temat muzyki było i co teraz? Drugi tom moich uwag na temat historii związanych z muzyką? Nie chciałem tego robić. Wydawnictwo, owszem sugerowało różnego rodzaju sequele i dalsze ciągi, ale ja chciałem może i trochę zaskoczyć. Niektórzy oczekiwali, że będzie kontynuacja tego, co już kiedyś się pojawiło. Nadal są pytania ze strony wydawnictwa, czy nie byłbym gotów zrobić czegoś w stylu tej poprzedniej książki, ale to jest na razie taka abstrakcja.

W takim razie czego możemy się spodziewać w kolejnej publikacji? I czy takowa w ogóle będzie w najbliższym czasie?

Ja sam nie wiem czego mogę się spodziewać w najbliższym czasie, więc gdybym cokolwiek powiedział to byłoby to nieuczciwe. Nie mam żadnych pomysłów na razie na temat pisania, poza normalnymi bieżącymi sprawami zawodowymi. Chociaż nie ukrywam, że nieustępliwość redaktorów ze Znaku każe mi zasypiać czasem niespokojnie.

Niewątpliwie też bardzo interesującym dodatkiem, można też powiedzieć że tworem funkcjonującymi swoim własnym życiem, była sesja zdjęciowa do „Kronik…”. Pisał Pan w „Rockmanie” że nie udało się Panu zostać saksofonistą. A czy rozważał Pan zostanie modelem po wydaniu „Kronik Wariata…”?

Biorąc pod uwagę efekt tej sesji, to w pewnym sensie już byłem modelem. Pan Tomek Sikora kazał mi robić różne rzeczy, których dotąd żaden fotograf mi nie kazał. Kazał położyć się na ziemi albo nałożyć inną czapkę. Ja strasznie nie lubię sesji fotograficznych i do dzisiaj nie rozumiem, jak udało mu się nakłonić mnie do tych różnych działań.

Na koniec chciałybyśmy zapytać czy jest ktoś, do kogo szczególnie adresuje Pan „Kroniki…”? Zarówno w swojej humorystycznej i powierzchownej jak i refleksyjnej treści.

Wydaje mi się, że każda osoba, która pisze coś, co będzie publikowane wie, że to jest taki rodzaj loterii. Tak mi się wydaje - powtarzam, bo nie jestem regularnym pisarzem i autorem, który poświęca temu wiele czasu w myśleniu. Napisałem coś i podpisałem swoim nazwiskiem. Skoro tak, to nie ukrywam, że z pewnym niepokojem patrzę, czy to kogoś zainteresuje, czy ktoś zareaguje na to, czy będzie miał ochotę o tym pomyśleć lub porozmawiać. Właściwie tyle. Potem patrząc na taki, nazwijmy to aspekt mechaniczny takiego wydawnictwa, czyli ile osób się zdecydowało na zakup tej książki i być może przeczytanie, otrzymuję przynajmniej częściowo odpowiedź, czy był sens wymyślać te głupoty.

Rozmawiały: Katarzyna Kołodziej, Edyta Struś

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nowysacz.naszemiasto.pl Nasze Miasto