Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Miłość, pasja i pająki, czyli artystyczny„Eden” Danuty i Eugeniusza Wieliczków

Krystyna Trzupek
W domu Danuty i Eugeniusza Wieliczków z Niedźwiedzia święci, zbójnicy i wąsate anioły witają gości od progu.

FLESZ - Polaków miłość do działek

- Lipa to święte drzewo, od wieków sadzono ją przy kościołach. Znalazło szczególne upodobanie wśród rzeźbiarzy - mówi Eugeniusz Wieliczko, oprowadzając po swoim gospodarstwie w Niedźwiedziu. Z zawodu mechanik samochodowy, z zamiłowania rzeźbiarz, recytuje z głowy fraszkę „Na lipę” Jana Kochanowskiego:  „Gościu, siądź pod mym liściem, a odpoczni sobie! Nie dojdzie cię tu słońce, przyrzekam ja tobie”,

Czuć już jesień. W przydomowym ,,Edenie”, jak zwą ogród gospodarze, dojrzewają dynie. Na ganku drewniana ława i wiklinowe kosze pełne świeżych jabłek. W domu pachnie macierzanka. Nad piecem kaflowym w kuchni wkrótce zawisną bukiety ziół i grzybów. Skrzypią drzwi, drewniana podłoga jęczy pod stopami, oznajmiając przybycie gościa.

Pijany góral

Raz na weselu pan Eugeniusz wypatrzył dobrze wstawionego górala, a że lubi rzeźbić niebanalnie, gość szybko doczekał się drewnianej podobizny. Rzeźba ma prawie metr, wąsata postać ledwo stoi na zgiętych, plączących się nogach, wzrok ma mętny, usta otwarte, jakby jeszcze śpiewał biesiadne przyśpiewki.

- Widać, że przybaciarzył - uśmiecha się rzeźbiarz. Lubi wyzwania, tworzyć coś zaskakującego, zamawiający nieraz dają mu wolną rękę. Wiedzą, że na jego wyobraźni mogą polegać. Tak powstała m.in. potężna rzeźba dwóch kopulujących koni, która trafiła na biurko ich hodowcy. Samuraje, zbójnicy, nagie dziewczęta rodzą się tu na równi z świątkami, Madonnami czy figurami Jezusa Frasobliwego. Ostatnio rzeźbiarz wystrugał na zamówienie pierścionek zaręczynowy. Na cienkiej, drewnianej obwódce umieścił dwa serca.

- Od razu zażyczyłam sobie taki sam - wtrąca żona rzeźbiarza - Danuta.

- Doczekasz się, Danusia. Obiecałem i będzie - zapewnia mąż.

Bukiet ślubny

To dzięki żonie zaczął rzeźbić. Jakieś 30 lat temu robiła porządki w szafie i znalazła swój bukiet ślubny. Z ususzonych różyczek został tylko jeden pączek. - Patrz, tyle zostało z naszego ślubu - zażartowała. Pan Eugeniusz wziął kawałek drewna i wystrugał jej mały pączek róży. Tak się zaczęło. Lubił rysować, szkicować, malować, ale to rzeźba skradła mu serce. - Żona to najlepszy krytyk. Wystarczy, że tylko spojrzy na pracę, a ja już wiem, że coś jest nie tak. Biorę rzeźbę do pracowni i poprawiam, szkoda nawet dyskutować - uśmiecha się twórca.

W przydomowej pracowni światło gaśnie późnym wieczorem. Kiedy żona chce zawołać męża na obiad, stuka w kuchenny kaloryfer, który tam słychać. Rzeźbiarz spać chodzi z kurami. Wraz ze wschodem słońca bierze dłuto do ręki. Zamówień nie brak. Cały dzień, z przerwami na jedzenie, potrafi tworzyć. W kolejce czeka stos kloców, z których powoli wyłania się zarys rycerza na koniu, Madonny z Dzieciątkiem... W kącie ostrzałka, trociny na podłodze. Ponad 60 dłutek. Praca, z wyjątkiem niedzieli, trwa tutaj sześć dni w tygodniu.

Większość ostatnich dzieł pan Eugeniusz wysłał do Stowarzyszenia Twórców Ludowych w Lublinie, czeka na przyznanie tytułu i legitymacji Artysty Ludowego. Wiele rzeźb trafiło do galerii i kolekcjonerów w kraju i za granicą. Wiszą w domach, gdzie ceni się autentyczną sztukę. Pokazywane na wystawach i w galeriach budziły i budzą zachwyt. Artysta z żoną dzielą się wiedzą i pasją podczas warsztatów dla dzieci.

Prace sygnuje postacią pająka. To stworzenie ma szczególne miejsce w życiu gospodarzy. Na ścianie pracowni cztery siedzą zagrzebane w liściach. Jednym z nich - gumową zabawką pan Eugeniusz wystraszył przyszłą żonę na pierwszej randce. Z przerażenia oblała kawą osobę przy sąsiednim stoliku. Pierścionek z pająkiem dostała na zaręczyny.

,,Lanie” małego Jezusa

Mają pokrewne, artystyczne dusze, rozumieją się bez słów. On do żony mówi ,,Danusia”, ona odpowiada ,,Pan Eugeniusz”. Kiedy rok temu, na skutek problemów z kręgosłupem przestała chodzić, był jej najczulszym opiekunem. Tylko ogromny upór, troskliwa opieka męża i ćwiczenia z córką-fizjoterapeutką Kasią postawiły ją na nogi. Na początku był to bardzo trudny czas. Raz mąż przyniósł jej deskę i farby. - Maluj - powiedział. Tak powstała jej pierwsza ikona Boga Ojca Pantokratora, ze śledzącym spojrzeniem. Tak też zrodziła się pasja pisania ikon. Matka Boska Karmiąca, Kapłanów, Nieustającej Pomocy, Tęskniąca to niektóre z kolekcji.

- Nie da się tak po prostu siąść i tworzyć - opowiada malarka (z zawodu pielęgniarka). - Trzeba z deską porozmawiać, pomodlić się, pochodzić trochę z pomysłem na ikonę, przemyśleć, przemodlić, poczuć. Wtedy przychodzi światło z nieba i można siąść do pracy. Najpierw deskę należy 12 razy zagruntować. Powinna mieć 12 warstw, jak 12 apostołów.

Plany ma ambitne: chce przenieść na deski 192 wizerunki Madonn, które znalazła w jednej książce. - Danusia ma dar pisania ikon - chwali mąż.

Oboje uwielbiają podróżować do miejsc, gdzie można zobaczyć piękne rzeźby i obrazy.

- W Kalwarii Zebrzydowskiej, w Domu Pielgrzyma, jest niesamowity obraz, na którym, kolokwialnie mówiąc, Matka Boska, leje małego Jezusa - opowiada z uśmiechem pani Wieliczko.-  Widzimy zastygłą w powietrzu, uniesioną rękę Bożej Rodzicielki, a przez jej kolano, przełożonego z czerwonym pośladkiem Jezuska.

Józek, tylko mi się sprawuj!

Zosia, Kasia, Ania, w barwnych, góralskich spódnicach, kierpcach, długich do pasa warkoczach z rozłożystymi skrzydłami. Kasia wzięła się pod boki. Widać, że to typowa góralka, co nie da sobie w kaszę dmuchać.

- A gdzie moje chłopy? - zrywa się pani Wieliczko i przynosi wąsatych aniołów. Kto powiedział, że górale w skórzanych pasach nie mogą mieć skrzydeł? Ceramiczne dzieła to druga pasja pani Danusi. Wszystkie mają swoje imiona.

Raz dając jednemu nabywcy glinianego anioła, powiedziała: „No, Józek, idź, tylko mi się sprawuj dobrze!”. Kupujący zdębiał, dopiero potem zrozumiał, że trafił mu się anioł o tym samym imieniu, co on.

Ikony i ceramiczne cuda powstają na drewnianym stole. Bywa, że lepi w nocy, gdy poczuje wenę. W kolejce do wypalenia czeka 37 kotów. - Kocia mama ze mnie - uśmiecha się gospdyni, przytulając Pępka, perskiego kota, który mieszka z czarnym dachowcem Lolą, dochodzącą Julią i 10-letnim owczarkiem niemieckim Dorą.

Pani Wieliczko nie tylko rysuje i lepi. Jak trzeba, to i z ręki powróży, do oka popatrzy. Interesuje się chirologią i irydologią. Wiedzę pielęgniarki łączy ze znajomością ziół odziedziczoną po babci i mamie. Szeptucha, zielarka? Ta wiedza i umiejętności są przekazywane w jej rodzinie z pokolenia na pokolenie w linii żeńskiej. Dziś przekazuje ją jednej z córek.

- Na emeryturze kupię koło garncarskie i będę lepić gary - mówi pełna zapału. - Ech, gdybym miała z 45 lat, to, jak mówiła moja śp. mama, z diabłem bym się łamała - dodaje z uśmiechem.

- Danusia, żeby tylko zdrowia i życia starczyło, to jeszcze wiele rzeczy razem zrobimy - wtrąca pan Eugeniusz.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na nowysacz.naszemiasto.pl Nasze Miasto