Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Paulina Chapko. Stanęła na czerwonym dywanie. Właśnie spełniają się jej marzenia

Katarzyna Gajdosz
Aktorka, która pierwsze kroki stawiała na scenie amatorskiego teatru w Nowym Sączu, teraz staje na czerwonym dywanie Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Wenecji.

To ważna chwila w twoim życiu?

Pierwszy raz brałam udział w tak ważnym festiwalu. Do tej pory unikałam imprez branżowych i bankietów, pozowania do zdjęć na "ściankach". Ten aspekt mojego zawodu nie bardzo mnie interesował. Jest to rodzaj promocji, z którego oczywiście można korzystać, ale trzeba wiedzieć, jak robić to w mądry sposób. Wyjazd do Wenecji z takim reżyserem jakim jest Jerzy Skolimowski, był dla mnie wielkim wydarzeniem, do którego długo się przygotowywałam.

Na czym te przygotowania polegały?

Gdy zaproszono mnie na wenecki festiwal, stanęłam wobec odwiecznego problemu kobiety: w co się ubrać? Poprosiłam o pomoc dziewczyny z Moons Varsovie, które ubierały wcześniej Magdę Hueckel na galę oskarową. To one zadbały o całą stylizację. Lecąc do Wenecji wiedziałam, że kwestie stroju mam dopracowaną w najdrobniejszych szczegółach, a w tym, co dla mnie przygotowano, czułam się sobą. Czułam się pewnie.

Co od razu zauważyli fotoreporterzy. Brylowałaś na czerwonym dywanie, jakby to była dla ciebie codzienność.

Cały stres zszedł ze mnie, gdy podczas konferencji prasowej dziennikarze bardzo entuzjastycznie zareagowali na nasze wejście, część z nich biła nawet brawa na stojąco. To się podobno rzadko zdarza. Denerwowałam się przed spotkaniem z nimi, bo oni właśnie wyszli z pokazu filmu, a ja go miałam obejrzeć po raz pierwszy dopiero wieczorem.

Zdjęcia do "11 minut" skończyły się rok temu, a ja nie miałam pojęcia, jaki jest ostateczny kształt tego, co powstało z nakręconego materiału. Na czerwonym dywanie byłam podekscytowana, że go w końcu za chwilę zobaczę. Do tego rozpierała mnie duma. Pomyślałam sobie: "Właśnie spełniają się moje marzenia".

Jak to się stało, że reżyser Jerzy Skolimowski akurat ciebie wybrał na odtwórczynię głównej roli?

Na początku planowano obsadzenie mnie w innej roli. Idąc na casting czytałam kwestie alpinistki, którą gra w filmie Agata Buzek. Ale chyba podświadomie czułam, że rola żony-aktorki jest dla mnie. Ostatecznie tak właśnie się stało. Reżyserowi i producentom spodobałam się na tyle, że zaprosili mnie na zdjęcia próbne do głównej roli. Wcześniej jednak reżyser sprawdzał mnie pod kątem znajomości angielskiego. Zanim go poznałam, przeprowadził ze mną rozmowę w języku angielskim. Na drugim castingu odgrywałam sceny z filmu, a partnerował mi Jerzy Skolimowski, który sam przecież też jest aktorem.
Już to było dla mnie niesamowitym przeżyciem i nauką. Na końcu odbyła się próba z moim filmowym mężem Wojciechem Mecwaldowskim. Sprawdzano, czy się porozumiemy, czy jest między nami chemia.

W filmie grasz aktorkę. Było ci przez to łatwiej? Utożsamiasz się z bohaterką?

Każda rola to kreacja, ale aktor bazuje także na osobistych doświadczeniach i emocjach. Od tego nie da się uciec. Niemniej granie postaci, która wydaje się nam bliska, wymaga nabrania większego dystansu. Łatwo można przeoczyć istotne aspekty roli. To wcale nie jest oczywiste, że skoro gram aktorkę, nie muszę specjalnie się wysilać. Ta postać jest podobna do mnie tylko ze względu na zawód, który uprawiam.

"11 minut" już został uznany za film przełomowy w historii polskiego kina. Co ciebie w nim poruszyło?

Ten film wyznacza nowy kierunek w naszej kinematografii. Czegoś takiego jeszcze nie widzieliśmy. Jestem niezwykle poruszona tym obrazem. Widziałam go trzy dni temu i nadal nie mogę się otrząsnąć. Zamykam oczy i widzę poszczególne kadry, śnią mi się po nocach, wciąż słyszę w głowie muzyczny motyw przewodni. Ten film bardzo intensywnie zadziałał na moje emocje i zmysły. Mam świadomość, że przeżywam go tak silnie, bo brałam w nim udział, ale jest to bezsprzecznie znakomite kino.

Widzowie zobaczą "11 minut" w kinach dopiero w październiku. Czy mogłabyś w skrócie opowiedzieć, o czym dla ciebie jest ten film?

To opowieść o kruchości życia, o tym jak ważne jest, aby cieszyć się każdą minutą, bo może ona okazać się naszą ostatnią. Film stawia też pytanie o to, czy naszym życiem rządzi przypadek czy też sami jesteśmy panami swojego losu.

Która ze scen zadziałała najmocniej?

Najbardziej przeżyłam scenę finałową, która jest po prostu wstrząsająca, ale nie chcę o niej teraz mówić, aby przed premierą za wiele nie zdradzać. Z tym filmem jest jeden problem - trudno się o nim opowiada. Jest bowiem bardzo poetycki. I tak jak interpretacja wiersza zależy od czytelnika, odbiór tego filmu może być równie indywidualny.

Jak tylko jedna z sióstr bliźniaczek Chapko - ty albo Karolina - odniesie sukces, on automatycznie przechodzi też na konto drugiej. A teraz również na konto twoich młodszych sióstr, też bliźniaczek, z których jedna już studiuje aktorstwo, a druga organizację produkcji filmowej. Jesteście ewenementem w skali kraju i media chętnie podkreślają to przy każdej okazji.

Mamy poczucie, że pracujemy na jedno nazwisko. Nie ma między nami rywalizacji, zazdrości i to jest dla mnie niezwykle cenne. Nasze sukcesy się przeplatają, raz Karolinie, raz mnie wiedzie się lepiej, ale cały czas mocno się wspieramy. Siostra bardzo mi kibicowała w trakcie pracy nad filmem i mocno trzymała za mnie kciuki podczas festiwalu w Wenecji. Dla mnie nie ma nic cenniejszego niż nasza relacja.

Podkreślasz, że twoim życiem jest teatr. Życie przymusiło Cię do gry w serialach?

Teatr zawsze będę stawiać na pierwszym miejscu. To zdecydowanie mój największy żywioł. Kiedy jednak miałam w nim nieco mniej do zrobienia, zdecydowałam się na role serialowe. Nie myślę o tym w kategoriach "życie mnie przymusiło". Aktor, żeby się rozwijać, powinien grać jak najwięcej. Zupełnie inaczej rozwijam swój warsztat na scenie, inaczej przed kamerą. Każde z tych doświadczeń jest tak samo cenne.

Dziś aktor, który nie gra w serialach, jest słabo lub wcale nierozpoznawalny przez widzów. Czy bez tego jest w stanie zostać zauważony przez filmowych reżyserów?

Nie dostałam roli w "11 minutach" dlatego, że grałam w "Ojcu Mateuszu", Jerzy Skolimowski nie miał o tym bladego pojęcia, kiedy zapraszał mnie na casting. Szu

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nowysacz.naszemiasto.pl Nasze Miasto