- Zadzwonili do mnie koledzy z sądeckiego oddziału Polskiego Towarzystwa Historycznego, współorganizujący z gminą Chełmiec rekonstrukcję i dali propozycję nie do odrzucenia: zagrasz Piłsudskiego.
Zgodziłem się w pierwszej chwili, ale potem strach mnie obleciał. Nie tacy jak ja grali marszałka, a relacja z bitwy pójdzie na cały świat. Chyba przesadziłem, godząc się zbyt pochopnie - tak 51-letni Edward Janur, mieszkaniec Świniarska, od trzech miesięcy na policyjnej emeryturze, zaczyna opowieść o swojej przygodzie z rolą marszałka. Odegrał ją 26 października w stulecie historycznych wydarzeń otwierających epopeję I wojny światowej i legionów Piłsudskiego.
Historia zawsze była jego pasją. Wyszedł spod ręki Leona Fałowskiego, znakomitego pedagoga w I LO. Był nawet finalistą okręgowej olimpiady historycznej w Krakowie.
- Czytałem dużo o światowych wojnach. Odpowiednią edukację wyniosłem też z domu. Jeden dziadek przeszedł szlak bojowy I wojny, drugi był podczas ostatniej wojny w obozie w Sachsenhausen - mówi Edward Janur.
Ukończył "Długosza" i po wakacyjnym kursie stał się belfrem w Paszynie. Wbijał dzieciom historyczne daty do głowy, ale też uczył wf, bo był wysportowany. Grał w siatkówkę, w piłkę nożną w KS Świniarsko. Ćwiczył też karate. Długo nie pouczył. Wzięli go do wojska, a stamtąd w 1991 roku trafił do policji. Mówi bez ogródek: - Może i lepiej, bo w oświacie zarobki były liche.
Raz piechur, raz ułan
Od trzech lat działa w sądeckim oddziale Polskiego Towarzystwa Historycznego, w grupie rekonstrukcyjnej. Dwa razy zabrał się pociągiem retro z Sącza do Chabówki. Raz w mundurze oficera austriackiego, innym razem jako ułan w mundurze z 1936 roku. Na mundurach zna się zresztą jak mało kto. Z łatwością wychwyci wpadki polskiego kina historycznego.
- Wszystko jest opisane. Dziś można odtwarzać umundurowanie, nie tylko polskich żołnierzy, z dokładnością do guzika - twierdzi pan Edward, dodając, że wielu krawców wyspecjalizowało się w szyciu historycznych mundurów.
Taka przyjemność kosztuje. Bo do lamówek, stójek używa się czasem srebrnych, a nawet złotych nici. Za niezbyt wyszukany model trzeba dać ponad tysiąc złotych. Pewnie i z tego względu były prezes Grodzkiej Spółdzielni Mieszkaniowej Zdzisław Krzyżostaniak, zwariowany na punkcie militariów, podobnie jak Janur, bez powodzenia próbował odtworzyć szwadron kawalerii w Nowym Sączu.
Wąsy się nie odkleiły
Grzmotnęło. - Trzymałem się w siodle z całych sił, żeby mi koń nie poniósł. Do huku karabinowego jest przyzwyczajony, ale tu bitwa szła na całego. Zagrał moździerz. Pożytek z mojego mocowania się z nim był taki, że zimno mi nie było, bo pod cienkim mundurem miałem tylko podkoszulek. Tylko buty miałem swoje, reszta pożyczona - opowiada Piłsudski ze Świniarska, jak się pocił trzy tygodnie temu podczas bitwy marcinkowickiej. - Na próbach też dostaliśmy w kość, bo ciągle lało. Okopy podebrane z grubsza przez kopareczkę, tonęły w wodzie. Bałem się, żeby mi się wąsy nie odkleiły.
Pół szklanki mleka
- Przygotowując się do roli marszałka Piłsudskiego dużo o nim czytałem. O jego pobycie w Marcinkowicach i bitwie, którą nazwał najpiękniejszą, choć musiał się wycofywać przed Rosjanami aż pod Limanową - przyznaje pan Edward. Przytacza znane wydarzenia tuż przed bitwą.
- W dworku Morawskich dostał na śniadanie rogalik i szklankę mleka. Kiedy jego adiutant wpadł z wiadomością, że Rosjanie nacierają, zostawił niedopite mleko. Gdy później zjawił się w Marcinkowicach został przywitany właśnie szklanką do połowy napełnioną mlekiem - mówi pan Janur. W rekonstrukcji bitwy te chwile zostały odtworzone, podobnie jak odjazd spod dworku, dziś mieszczącego pamiątki po marszałku.
Adiutant - córka Monika
Przytulny salonik z kominkiem w domu Edwarda i Anny Janurów zdobi kolekcja broni i pucharów zdobytych przez gospodarza za strzelanie. Zdradza, że niedawno wzbogacił się o nowe nabytki.
- Kupiłem sobie niedawno dwa konie. Na jednym jechałem jako marszałek, a drugi dosiadała moja najstarsza córka, Monika, odgrywająca rolę adiutanta. Ma długie włosy i trochę jej czapka z tyłu sterczała, ale mało kto się zorientował - śmieje się marszałek bez wąsów. - Odklejając wąsy, bardzo się nacierpiałem. To jak golenie brzytwą ostrzoną na stopniu schodów.
Cześć Piłsudski!
- Teraz w Świniarsku mam ksywę "Piłsudski". Cześć Piłsudski, wołają na mnie. Pewnie już tak zostanie - dłoń pana Edwarda, mimo woli szuka wąsów pod nosem. To wcielenie w postać wodza narodu II Rzeczypospolitej ma też dobre strony. Kilka dni temu z okazji 11 Listopada oglądał filmy o okresie międzywojennym z marszałkiem w roli głównej. - Jakbym tam był - uśmiecha się wódz.
Jak czytać kolory szlaków turystycznych?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?